czwartek, 29 stycznia 2015

09. To w porządku, że czujemy strach


Cierpienie.
Czym ono tak właściwie jest? Jak się zaczyna?
Na świecie żyje wiele milionów ludzi. Dziesiątki z nich mijamy na ulicy. I prawie każdy z nich cierpi, chociaż my nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Niektórzy z nich kryją swoje uczucia za maską uśmiechu. Na pokazywanie prawdziwych uczuć pozwalają sobie dopiero, gdy są sami. Zamknięci w ścianach swojego pokoju. Żyjesz z dnia na dzień. Masz coraz więcej problemów. Jeden powodowany drugim. I każdy coraz bardziej poważniejszy. Nosisz na barkach coraz większy ciężar, który cię przytłacza. Nikomu nie mówisz o swoich zmartwieniach, dlatego coraz bardziej cię przygniatają. Próbujesz być silny, ale to nie zawsze ci wychodzi. Przygniatają cię na tyle, że zaczynasz drżeć, płakać, krzyczeć. Oddech robi się coraz cięższy, każdy następny wdech trudniejszy do zaczerpnięcia. Wydaje ci się, że już więcej tak nie dasz rady.
Ale to minie. Nie na zawsze. Może na kilka dni. I znowu wróci. Każdy następny cios będzie silniejszy. Będziesz chciał się poddać. Być może to zrobisz. A być może powstrzyma cię myśl, że zostawisz swoich bliskich. Rodzinę, przyjaciół. Że sprawisz im tym odejściem potężny ból. Większy niż sam czujesz.
Właśnie.
A kim jest przyjaciel?
To członek rodziny, którego sam sobie wybrałeś. Osoba, której ufasz bezgranicznie, której powierzasz swoje sekrety i wiesz, że u niej są bezpieczne. Ktoś, na kogo możesz liczyć o każdej porze dnia i nocy. Wiesz, że jeśli wykonasz telefon z prośbą o pomoc, będzie u ciebie najszybciej jak to możliwe. Bez względu na to jacy jesteśmy, bez względu na nasze wady. On zawsze przy nas będzie. Jeśli tylko  jest prawdziwym przyjacielem.
Bo wielu jest fałszywych. Odwracają się od nas przy pierwszej lepszej okazji. Zamiast pomóc nam dźwigać nasz ciężar, tylko go zwiększają.
~*~
W drodze do szpitala poprosił Stacy, aby skontaktowała się z rodzicami Jack'a. Jakiś lekarz na pewno musiał już stwierdzić u niego rozdwojenie jaźni. To mu pomoże. Jack nie zostanie skazany za to, co zrobił. Nieważne czy zabił jednego człowieka czy kilku... kilkunastu. Nie odpowiadał za swoje czyny. Tą chorobę da się wyleczyć, ale musi to potrwać bardzo długo.
Skąd to wiedział? To bardzo proste. Już raz miał do czynienia z osobą, która była chora na rozdwojenie jaźni. I to była kobieta. Na pozór spokojna bibliotekarka. Ale kiedy przyszło co do czego, zmieniała się o sto osiemdziesiąt stopni. Jej fryzura ulegała modyfikacji, styl ubierania się też. Nie zgłosiłaby tego pewnie nigdzie, ale któregoś dnia obudziła się w swoim łóżku, a obok niej leżało zakrwawione ciało jej własnego męża. Nóż, którym został zadźgany, trzymała w dłoni. Niestety, poczucie winy sprawiło, że kobieta popełniła samobójstwo, podczas gdy była w więzieniu.
Ponówmy to pytanie: skąd to wiedział? Pierwszy powód to taki, że był dobrym detektywem. Jednak drugi to ten, że zanim kobieta popełniła samobójstwo, rozmawiał z nią. Co więcej, był świadkiem jak się "przemienia". A złożył jej wizytę tylko dlatego, że bardzo ją lubił. Ją i jej męża, który był bratem Stacy. Tak, tej samej Stacy, która jest jego asystentką czy też sekretarką. Mówcie na to jak chcecie.
Jednak i tak jego myśli w największym stopniu zajmowała dziewczyna ze szpitala. Straciła pamięć. Więc to wszystko nie zakończy się tak szybko, jak podejrzewał na początku. Nie będzie umiał zostawić dziewczyny, o ile będzie mógł jej pomóc. A to na pewno będzie bardzo trudne, skoro nie nawet wiedział, od czego ma zacząć. Prawdę powiedziawszy nie miał jeszcze styczności z osobą, która zamiast wspomnień miała w głowie totalną pustkę. Chociaż to jest na pewno częstsze niż rozdwojenie jaźni.
Ale być może to tylko przejściowa amnezja. Dziewczyna mogła odzyskać pamięć za kilka dni. Może od razu w całości albo stopniowo. Ale mogła też jej w ogóle nie odzyskać. Będzie musiał zapewnić jej nowe życie.
Potarł dłonią czoło, zatrzymując się na szpitalnym parkingu. Był świadom tego, że jeśli zostawiłby dziewczynę na pastwę losu, miałby potem wyrzuty sumienia. Taki już miał charakter. Chciał pomagać ludziom. Pewnie dlatego, że jemu przez długi czas nie miał kto pomóc. Stało się to dopiero gdy trafił do szpitala pod opiekę Carlisle'a. On i jego żona stali się dla niego kimś ważnym. Stali się jego rodzicami. I za to będzie im wdzięczny do końca życia.
Po kilku minutach znalazł się na korytarzu, gdzie stał też lekarz prowadzący dziewczyny, Jeff Donovan.
– Witam, doktorze – powiedział, zatrzymując się pół kroku przed nim.
– Dzień dobry, panie Cullen. – Doktor uśmiechnął się delikatnie. – Może pan do niej wejść, ale proszę jej nie przemęczać, dobrze? Dopiero się wybudziła.
– Naturalnie. – Skinął ledwie zauważalnie głową. – Wiadomo, co spowodowało amnezję?
– Być może ta rana na skroni. Albo uderzyła się w głowę, albo miała ciężką przeszłość. – Lekarz wzruszył ramionami. – Możemy tylko spekulować, panie Cullen.
– Rozumiem. Wiadomo, czy odzyska pamięć?
– To na pewno, panie Cullen. Na razie zaczekamy, bo może ona być przejściowa. Wie pan, będzie odzyskiwała pamięć stopniowo. Będą jej się przypominały jakieś fragmenty, które wkrótce złożą się w całość. Jeśli nie, spróbujemy hipnozy. Musimy po prostu uzbroić się w cierpliwość.
Detektyw ponownie skinął głową, a w kącikach jego ust zamajaczył cień uśmiechu.
– Pan tu jest lekarzem, doktorze Donovan. Mam tylko nadzieję, że pańskie metody przyniosą pozytywne skutki i dziewczyna odzyska pamięć.
– Właśnie... – zaczął niepewnie i zmarszczył czoło. – Jest pan detektywem – urwał na chwilę, widząc spojrzenie Edwarda, który powstrzymał kąśliwą uwagę. – Znaczy... To nie mój interes, ale chciałbym,  aby pomógł pan tej dziewczynie.
O, no proszę, pomyślał. Czy zrobiłby źle, gdyby odmówił? W końcu tylko znalazł dziewczynę, nie ma pojęcia kim ona jest ani jak ma na imię. Więc z jakiej racji miałby jej pomóc? Cóż, to łatwo powiedzieć. Ale był zbyt szlachetnym człowiekiem, aby odmówić.
– Zrobię wszystko, co w mojej mocy, doktorze, aby dowiedzieć się czegokolwiek o tej dziewczynie, zanim sama będzie w stanie podać jakiekolwiek informacje.
– Proszę jej nie przemęczać – powtórzył doktor, odwrócił się na pięcie i odszedł.
Cullen patrzył za nim przez chwilę, a potem nacisnął klamkę i wszedł do jasnego pomieszczenia. Czy było już wspominane, że nienawidził szpitali?
Zanim zamknął za sobą drzwi, czekoladowe oczy brunetki zwróciły się w jego stronę. Pierwsze co w tej chwili pomyślał, to fakt, że dziewczyna jest bardzo ładna i na pewno młoda.
– Dzień dobry – przywitał się, podchodząc do łóżka. Dziewczyna przez cały czas nie spuszczała go z oczu. – Nazywam się Edward Cullen.
Kiedy się przedstawił, w jej oczach zauważył dziwny błysk. Usta dziewczyny wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu.
– Ja pana znam – szepnęła słabym głosem, tym samym wprowadzając młodego detektywa w osłupienie.
~*~
Siedział przy barze, popijając piwo, które na pewno miało w sobie więcej wody niż alkoholu. Ale czego można się spodziewać po takich miejscach? Odwrócił głowę i spojrzał na scenę, gdzie jakaś blondynka, w samej seksownej bieliźnie, wyginała swoje ciało przy rurze. Była niezła, to mógł przyznać. Uśmiechnął się lekko i pociągnął łyka czegoś, co miało być piwem.
– To jest Cassie. – Usłyszał głos jakiegoś mężczyzny.
Spojrzał na niego. Facet był około trzydziestki, miał czarne włosy i co najmniej dwadzieścia kilo nadwagi. Był ubrany w dżinsy i za małą koszulę. Eric, albo raczej David, pomyślał, że guziki koszuli bruneta zaraz się oderwą. Może nawet komuś wpadną do jedzenia lub napoju.
– Aha – powiedział. Co go interesowało imię striptizerki? Chociaż może weźmie ją do swojego mieszkania. Może okaże się dobra nie tylko w tańcu. Oj tak, taka perspektywa mu się podobała.
– Ale to na pewno nie jest jej prawdziwe imię. Jak pan sądzi? – kontynuował brunet, pijąc dietetyczną colę.
– Ja sądzę, że ta cola nic ci nie pomoże i powinieneś kupić większą koszulę – powiedział spokojnie i znów odwrócił się w stronę sceny.
Za Mała Koszula już się nie odezwał i nawet zmienił sobie miejsce. Ciekawe czy znajdzie sobie kolejną osobę, aby dyskutować na temat (nie)Cassie. Przecież to logiczne, ze striptizerki nie podają swoim prawdziwych imion, tylko tańczą pod pseudonimami. Z tego co słyszał, jedna tancerka w tym barze nazywała się Gorąca Kotka. Ciekawe czy Za Mała Koszula też miałby jakieś wątpliwości, czy był to jej pseudonim czy też nie.
Zastanowił się przez chwilę, czemu wcześniej nie wybrał wolności. Czyż to nie fajne? Siedzisz sobie w barze, pijąc ohydne piwo i patrzysz na świetną laskę ze świetnym ciałem. Wcześniej to nie zawsze było możliwe. Kiedy nazywał się jeszcze Eric Mercer, miał wielu wrogów. Nawet podczas przyglądania się takiej zwykłej Cassie, ktoś mógł chcieć go zabić. Takich sytuacji miał już wiele. Ale był zbyt dobry w swoim fachu, aby na to pozwolić.
Teraz nazywał się David Horne i nie miał ani jednego wroga. Przynajmniej do tego momentu. Chociaż może Za Mała Koszula już się do nich zaliczał. Ale jeśli David będzie wiódł takie życie jak do tej pory, to nie będzie miał takich wrogów jak Eric.
Zaśmiał się pod nosem i odstawił kufel, a następnie wyszedł z baru.

Czy on nie okłamuje samego siebie?
_________________________________________________
Witam :)
Rozdział pewnie pojawiłby się wcześniej, gdyby nie fakt, że cały czas mam jakieś dziwne dni no i muszę to jakoś ogarnąć, bo długo tak nie wytrzymam. I nie chcę powtórki z tego co było rok temu :)
Ale nie przynudzam. Rozdział jest, ale nie mam pojęcia czy pojawi się 10. Strasznie ciężko mi się pisało ten i ciągle myślę o usunięciu AL. Zobaczymy jak wszystko się potoczy :)

Jak zawsze proszę wszystkich czytelników o szczere komentarze, które dla mnie naprawdę wiele znaczą i są cholerną motywacją do dalszego pisania. Nawet te, które składają się z dwóch słów.

Pozdrawiam,
s.w.e.e.t.n.e.s.s

sobota, 10 stycznia 2015

08. Naucz mnie odróżniać dobro od zła



Jesteś zwykłym, szarym człowiekiem, niewyróżniającym się niczym z tłumu. Nie posiadasz żadnych nadprzyrodzonych zdolności czy ukrytych talentów. Wiedziesz spokojne i monotonne życie. Od poniedziałku do piątku chodzisz do pracy lub szkoły. Czasami spotykasz się ze znajomymi. U ciebie, na mieście czy gdziekolwiek indziej. Nie wybiegasz myślami daleko w przyszłość, ale zdarza ci się snuć jakieś marzenia.
Dzień jak co dzień. Wykonujesz swój każdodniowy rytuał: wstajesz z łóżka, ubierasz się, jesz śniadanie, pijesz kawę lub herbatę, a potem wychodzisz, aby zmierzyć się z tymi godzinami pracy, które są twoim obowiązkiem. Nawet nie podejrzewasz, że ten dzień może być inny niż wczorajszy. Że każdy następny dzień nie będzie już spokojny i nudny.
Tak to właśnie jest. Nic nie podejrzewasz. Żyjesz normalnie, spodziewając się, że ten dzień będzie jak każdy poprzedni. Ale tak nie jest. Bo przez jedną godzinę, minutę lub sekundę, nawet przez zwykły przypadek, wszystko może się zmienić. Twoje dotychczasowe życie ulegnie diametralnej zmianie. Wykona obrót o sto osiemdziesiąt stopni. To wydarzenie, które mogło się stać jedynie przez przypadek, będzie skutkowało do końca twojego życia.
Nikt nie mówi, że od razu musi być złe. Może to być zmiana na lepsze. Zobaczysz na chodniku zdrapkę i przez zwykłą ludzką ciekawość ją podniesiesz. Wtedy może się okazać, że wygrałeś.
A może to będzie zmiana ku destrukcji. Będziesz upadał w dół i nie będzie w pobliżu niczego, za co mógłbyś się chwycić. Zaczniesz zasypiać i budzić się, czując jedynie strach, a może nawet przerażenie, które będzie zaciskało na tobie swoje szpony, utrudniało ci złapanie kolejnego oddechu. Przestaniesz wychodzić ze swojego mieszkania.
Aż nie zostanie z ciebie nic. Będziesz zwykłym, bezużytecznym wrakiem człowieka.
~*~
Nie miał bladego pojęcia, co powinien zrobić. On naprawdę ją kochał. Wiedział, że zanim będą mogli stworzyć normalny związek, czeka ich wiele przeszkód, które stały im na drodze. Wierzył jednak, że się to uda, że będą razem. Będą razem się wspierać. I ona też w to wierzyła. Modlił się, aby nic jej nie było. Chciał znów ją przytulić, zobaczyć jej uśmiech i usłyszeć jej głos. Zdawał sobie sprawę z tego, jak ckliwie to brzmi, ale miał to gdzieś.
Jeszcze nigdy nie czuł czegoś takiego. Zazwyczaj chodziło mu tylko o seks. Dobra, zawsze o to chodziło. Szukał łatwych panienek na jedną noc.
Z nią było inaczej. Zupełnie inaczej. Pokochał ją. Była inna niż wszystkie dziewczyny jakie poznał do tej pory. I uciekała na noce, do niego.
Chciał być z nią.
A było to niemożliwe. Przez niego. Bo nie mógł zapewnić jej należytego bezpieczeństwa. Ochronić jej przed tym co złe. Powinien był. Jeśli coś jej się stanie... nie przeżyje tego.
Nie miał pojęcia, gdzie ona jest. Ba! Nie miał nawet pojęcia, gdzie sam się w tamtej chwili znajdywał. Było ciemno, a on był związany i leżał na czymś twardym. Nawet najmniejszy ruch sprawiał mu ból. Pamiętał, jak dostał kilka porządnych kopów po żebrach. Słyszał warkot silnika. Czyli gdzieś go wieziono.
Nie wiedział, ile czasu upłynęło, ale w końcu pojazd się zatrzymał i zgasł. Dobiegły go otwieranie drzwi i kroki. Kroki dwóch osób. Zgrzyt odsuwanej zasuwki.
I drzwi się otworzyły, wpuszczając do środka jaskrawe światło.
~*~
Z niespokojnego snu wyrwał go dźwięk telefonu. Zanim otworzył oczy, zapomniał o czym śnił. Miał jednak tą świadomość, że dotyczyło to czegoś z przeszłości. Stwierdził tak po walącym sercu, przyśpieszonym oddechu i kropelkach potu, które pokrywały jego czoło. Przeczesał dłonią mokre włosy i chwycił szybko telefon. Numer zastrzeżony.
– Edward Cullen – rzucił do słuchawki, podnosząc się z łóżka. Przytrzymując telefon ramieniem, zaczął poprawiać pościel.
– Witam, panie Cullen. – Usłyszał męski głos i o mało co nie jęknął. Czego ten policjant od niego chce? Czy nie wyjaśnił mu ostatnio, aby tego nie robił? – Przepraszam, że dzwonię do pana o tak wczesnej porze, ale aresztowaliśmy dzisiaj człowieka, który twierdzi, że pana zna. I będzie rozmawiał tylko z panem.
– Dużo osób mnie zna, panie inspektorze. – Westchnął. Co za matoł, pomyślał . – Mogę wiedzieć o jakiego konkretnie człowieka chodzi?
– Mówi, że nazywa się... – Usłyszał w tle przewracanie kartek. Zastanawiał się, czy policjant musiał to zrobić czy zrobił to, ponieważ chciał. Miał przeczucie, że z tego drugiego powodu. – O! Mam. Jack Baye.
Słysząc to nazwisko, Edward momentalnie wyprostował się jak struna i chwycił telefon w dłoń. Jego mięśnie się napięły, a oczy zamknęły.
Państwo Baye byli przez jakiś czas dla niego rodziną zastępczą. Dobrzy ludzie. Mieli też chorego syna, Jack'a. Edward się go bał za czasów, gdy u nich mieszkał. Jack często miał napady złości, krzyczał, rzucał rzeczami i wyzywał wszystkich dookoła, chociaż był starszy od Edwarda tylko o trzy lata. Odkąd uciekł od tej rodziny, nie miał pojęcia, co się z nimi działo. Co działo się z Jack'iem i jego rodzicami
Zamrugał oczami i odetchnął kilka razy.
– Dobrze. Przyjadę najszybciej jak to będzie możliwe, panie inspektorze.
Rozłączył się i poszedł do pokoju Ian'a. Jego synek spał spokojnie. Uśmiechnął się lekko. Pies też spał na swoim posłaniu. I dobrze. Przynajmniej nie będzie musiał się martwić bałaganem. Chwilowo. Powinien uprzedzić Esme o tym, co w pięć minut potrafił zrobić jej wnuczek w towarzystwie swojego nowego pupila.
Poszedł do łazienki i wziął szybki prysznic. Ciągle się zastanawiał, o co w tym wszystkim chodzi. Nie miał najmniejszego pojęcia. I nigdy by nie sądził, że Jack go pamięta. Poza tym, Edward miał nowe nazwisko. Skóra zaczynała go parzyć od gorącej wody. Ból pomógł mu na kilka sekund oderwać myśli od Jack'a.

O jedenastej zawiózł syna i Bo do swojej matki.
Bez dwóch zdań musiał wziąć co najmniej dwa tygodnie wolnego. Poświęcić ten czas Ian'owi. Praca prywatnego detektywa zobowiązuje. Ale rola ojca jeszcze bardziej. Nie mógł zaniedbywać swojego największego skarbu. Miał on dopiero trzy lata i musiał czuć się kochany. Jego dzieciństwo powinno być szczęśliwe. A obowiązkiem Edwarda jest mu to zapewnić.
Zawsze starał się wynagrodzić Ian'owi ten czas, kiedy nie mogli być razem, ponieważ musiał pracować i dotrzymywać obietnic, które złożył różnym ludziom. A chwilowo jego najważniejszym zadaniem (nie licząc opieki nad szkrabem) było znalezienie Megan i jej chłopaka.
Obiecał synowi, że odbierze go od babci jak najszybciej, a potem pojechał na komisariat, gdzie był Jack. Musiał się dowiedzieć, o co w tym chodzi. Jakiś młodzik zaprowadził go na salę, gdzie stał tylko stół i dwa krzesła.
Widok Jack'a go... przeraził? Tak, to chyba było odpowiednie słowo. Był chudy, strasznie chudy. Sama skóra i kości. Czarne włosy w totalnym nieładzie, przetłuszczone. Z jego twarzy ktoś chyba sobie zrobił worek treningowy. Nos był złamany, warga przecięta. Podbite oczy, w których widział strach albo nawet przerażenie. Kiedy wszedł na salę i zamknęły się za nim drzwi, Jack uniósł wzrok i wwiercił spojrzenie w detektywa.
– Edward... – wyszeptał, zaciskając drżące dłonie, które leżały na stole, skute kajdankami. Do jego błękitnych oczu napłynęły łzy. – Ja naprawdę nie chciałem tego zrobić.
Wiedział, że ich podsłuchują. Za dużą szybą na pewno stał policjant albo nawet kilku. Oni ich oczywiście nie widzieli. Widzą tylko swoje odbicie.
– Czego nie chciałeś zrobić, Jack? – Wziął krzesło i usiadł obok niego.
– Nie mam pojęcia jak to się stało. Nie wiem. A oni mówią, że są dowody. – Jego wychudzone ciało całe drżało. – Ale to już nie pierwszy raz. Ciągle mi coś umyka. Budzę się w jakichś miejscach i nie pamiętam, skąd się tam wziąłem. Rozumiesz mnie, Edwardzie?
– Staram się, Jack. – Zmarszczył brwi. – Ale dlaczego nie pamiętasz? Brałeś coś?
– Nie! - Potrząsnął głową. – Pamiętasz? Rodzice ciągle nam wpajali, że alkohol i narkotyki są złe.
To nie byli moi rodzice, pomyślał, ale zachował to dla siebie.
– Pamiętam – potwierdził. – Więc dlaczego ty nie pamiętasz?
– Kiedy byłem mały, miałem te napady złości, a potem mi mijało. I ja ich nie pamiętałem.
Edward przypomniał sobie, jak Jack mówił, że to nie on, chociaż wszyscy to widzieli. Słyszał już o takim przypadku.
– Masz rozdwojenie jaźni – powiedział.
– Tak. Ja naprawdę nie chcę krzywdzić ludzi. – Ukrył twarz w dłoniach i zaczął płakać. – Edwardzie, pomóż mi. – Zaszlochał.
– Pomogę, Jack – obiecał i poklepał go po ramieniu. – Nie martw się.
W tej chwili do sali weszło dwóch policjantów. Nie znał ich, ale nie za bardzo go to interesowało. Podniósł się z krzesła i stanął za płaczącym mężczyzną, taksując policjantów wzrokiem.
– Mój klient jest chory. Musi podjąć natychmiastowe leczenie psychiatryczne. Nie może odpowiadać za to, co zrobił – powiedział spokojnie, krzyżując ramiona.
– Zabił człowieka! – warknął jeden z policjantów. Miał co najmniej kilkadziesiąt kilogramów nadwagi i brązowe włosy, w których były już pierwsze oznaki siwizny.
– Czy pan jest głuchy? Mój klient choruje. Rozdwojenie jaźni to bardzo poważna sprawa. Załatwię psychiatrę, który to stwierdzi. A teraz proszę go nie męczyć. I nie życzę sobie, abyście go przesłuchiwali, jeśli nie będzie mnie przy nim.
Zaczął wibrować jego telefon. Przeprosił na chwilę i spojrzał na wyświetlacz. Znowu zastrzeżony. Co tym razem? Warknął cicho i odebrał.
– Edward Cullen – rzucił, nie przestając obserwować Jack'a, jego nowego klienta.
– Panie Cullen, dzwonię ze szpitala. – Usłyszał kobiecy głos, najprawdopodobniej pielęgniarki. – Ja w sprawie tej dziewczyny, którą pan znalazł.
– O co chodzi? – Zmarszczył brwi i spojrzał ukradkiem na policjantów, którzy bacznie mu się przyglądali.
– Ta dziewczyna niedawno się wybudziła ze śpiączki.
To go zaskoczyło. Jej organizm był wyczerpany. Spodziewał się, że dłużej to zajmie. Ale to była dobra wiadomość.
– Przyjadę za pół godziny. – Przeczesał włosy. – Czy powiedziała, jak się nazywa? – Jeśli tak, chciał zadzwonić do Stacy i ta od razu ją sprawdzi.
– Właśnie w tym jest problem, panie Cullen. – Pielęgniarka westchnęła. – Nie pamięta. Straciła pamięć.
____________________________________________________
Dzień dobry!
Znowu udało mi się napisać szybko rozdział, ale być może to jest już ostatni. Poważnie zastanawiam się nad usunięciem/zawieszeniem tego bloga, chociaż CM Patzzy próbuje mnie od tego powstrzymać.
Nic jeszcze nie jest pewne.
Po prostu zauważyłam, że coraz mniej osób komentuje. Naprawdę jestem wdzięczna tym, co robią to cały czas : ) Ale widząc jak wszystko spada, tracę ochotę na dalsze pisanie.
Nie wiem, zobaczymy jak to wszystko będzie : ) Na pewno się dowiecie : )
I zapomniałam ostatnio podziękować za wszystkie nominacje. Oczywiście nie odpowiedziałam na nie, bo jestem leniwa. Może kiedyś nadrobię : )


Jak za każdym razem, proszę o szczere komentarze na temat rozdziału :) Krytykę też zaakceptuję :)

Pozdrawiam,
s.w.e.e.t.n.e.s.s

piątek, 2 stycznia 2015

07. Nie mogę znaleźć powodu, by odejść



Mamy przed sobą perspektywę wieloletniego życia. Nie wiemy, czy dożyjemy dwudziestu lat czy stu dwudziestu. Dzień ani godzina naszej śmierci nie jest nam znana, chyba, że sami zaplanujemy własną śmierć. Sześćdziesiąt lat wydaje się długim okresem. Ale prawda jest taka, że wielu z nas nie zauważa, jak życie przecieka mu między palcami. Godziny zamieniają się w minuty, miesiące w dni. Zanim się obejrzymy, minie kilkadziesiąt lat, a w naszych głowach zrodzi się myśl "Ale te lata zleciały". Nie zdajemy sobie sprawy jak wiele minut, godzin czy dni marnujemy w naszym życiu na coś mało pożytecznego. 
Wszystko da się nadrobić. Na przykład lekcje i materiał podczas opuszczonych dni w szkole, ale poświęconego czasu nigdy nie odzyskamy. On minął i musimy się z tym pogodzić.
Dla niektórych kilkadziesiąt lat życia to wspaniała perspektywa, jeśli ma przy swoim boku osobę, z którą chcę się ze starzeć. Inni natomiast mają ze sobą swoje demony. Nie zaszufladkuje się ich i nie będzie się żyło, jakby te demony się rozproszyły. Nigdy nie dadzą nam spokoju. Będzie się wydawało, że gdzieś zniknęły, będziesz miał tą chwilę radości, aż w końcu jeden z tych koszmarów postuka cię palcem w ramię i powie: "Hej. Tutaj jestem. Nigdy cię nie zostawię, pamiętaj".
Zastanówmy się nad naszym życiem. Nad tym jak chcemy aby ono wyglądało. Zanim podejmiemy decyzję, poświęćmy trochę czasu, aby poważnie się nad tym zastanowić. Możesz wybrać dobrze, jeśli kierunek swojego postępowania przestudiujemy kilka razy. W pośpiesznym postępowaniu możemy popełnić wiele błędów, być może zranić wiele ludzi. I być może nie zdołamy tego naprawić, a demony wproszą się do naszego życia i zostaną do końca. 
Być może, ale tylko być może, będą zganiały sen z twoich powiek, a gdy zaśniesz, wpełzną do twojego umysłu, tworząc koszmary. Nie będziesz wiedział jak sobie ze wszystkim radzić, aż twoim jedynym rozwiązaniem będzie podcięcie sobie żył, zaciśnięcie pętli na szyi, skoczenie z mosty czy pod pędzący tramwaj.
~*~
Miedzianowłosy chłopiec wbiegł do dużego domu, a towarzyszący mu śmiech rozniósł się po całej posiadłości. Był już wieczór i wiedział, że jego tatuś niedługo przyjedzie, aby go stąd odebrać. Pojadą do domu, tatuś go wykąpie, opowie bajkę i pójdzie spać.
Wpadł do kuchni zdyszany, gdzie jego babcia piekła mu ciasteczka z kawałkami czekolady. Za nim do pomieszczenia wszedł blondyn, który zbliżał się już do pięćdziesiątki. Mimo swojego wieku, jego uroda nie przeminęła. Złożył na ustach żony czuły pocałunek i napełnił dwie szklanki zimnym sokiem.
 Wykończysz mnie  zaśmiał się, spoglądając na wnuka.  Nie jestem taki młody jak twój ojciec.
 Ale i tak nieźle się trzymasz.  Kobieta puściła mu oczko i włożyła blachę do piekarnika. Ustawiła odpowiednią temperaturę i czas.
 Jestem w końcu lekarzem, wiem jak o siebie dbać,  Rozciągnął usta w szerokim uśmiechu i posadził sobie chłopca na kolanach.
Ktoś zadzwonił do drzwi.
 To pewnie Edward.  Esme wytarła ręce w ściereczkę i wyszła, aby otworzyć.
Nie myliła się. Wróciła po krótkim czasie ze swoim synem, który trzymał w rękach pudełko, przepasany czerwoną wstążką. Na górze była kokardka. Na twarzy mężczyzny był uśmiech, ale już na pierwszy rzut oka było widać, że jest zmęczony.
 Co to? – zapytał podekscytowany chłopiec, zrywając się z kolan dziadka. W jego zielonych oczkach błyszczały iskierki.
 Prezent.  Edward kucnął, stawiając pudełko na podłodze. Rozwiązał kokardkę. – Otwórz.
Nie było potrzeby powtarzać mu tego po raz kolejny. Uniósł szybko wieko i pisnął zadowolony.
 Dzienkuje!  Zaklaskał w rączki, a potem wyciągnął szczeniaka z pudełka. Miał już na sobie czarną obrożę, a przy niej nazwisko i numer telefonu właściciela, tak na wszelki wypadek.  Jest ślicny! – Psiak zaczął lizać chłopca po twarzy, co wywołało jego radosny śmiech.  Ble! Psestań!  Odepchnął szczeniaka, ale ten znowu się na niego rzucił.
Edward obserwował tą scenkę z uśmiechem. Uwielbiał spełniać zachcianki swojego synka, ale nie chciał go za bardzo rozpieszczać. Ale szczeniak nie wydawał mu się żadną przesadą, szczególnie, że Ian prosił go już od dawna, aby kupił mu pieska. Poza tym określamy mianem najlepszego przyjaciela człowieka. Wolał, aby jego syn bawił się z psem niż całe dnie siedział na kanapie, oglądając telewizje.
 Teraz musisz o niego dbać  powiedział, odsuwając pudełko na bok. Esme je wzięła od razu i wyniosła.  Jak go nazwiemy?
– A to chłopiec, cy dziewcynka?  Spojrzał na ojca, siedząc na podłodze i ciągnąc psa za obrożę.
 Chłopiec  zaśmiał się i pocałował synka w czółko.
 To... Bo!  Uśmiechnął się szeroko.
– Dobrze, będzie Bo.  Trochę dziwaczne imię, według niego, jak dla psa, ale nie interesowało go to. Skoro jego mały chłopiec tak chciał, to tak właśnie będzie.
 Gdzie bendzie spał?
 Jeszcze zobaczymy kochanie. Na razie jest malutki, to będzie spał z nami w domu, a jak trochę podrośnie, to razem zbudujemy mu wielką budę, zgoda?
 Pewno!  Pokiwał energicznie głową i przytulił się do ojca, cmokając go w policzek.  Dzienkuje tatusiu.
– Nie ma za co skarbie.  Pogłaskał malca po plecach.  Wracamy do domu?

Pół godziny później wszedł do przestronnej willi, z Ian'em na rękach, a szczeniak dreptał za nimi, wesoło merdając ogonkiem. Chłopiec nie mógł oderwać zielonych oczu od swojego prezentu.
 Zjemy kolację, wykąpię cię i idziemy spać, tak?  Edward posadził syna na krześle, a pudełko z ciastkami od Esme postawił wysoko na szafce.
 Mhm. Kcem płatki cekoladowe. I das trochę ciastecek?  Zeskoczył z krzesełka i usiadł na podłodze, aby bawić się z psem.
– Dam, dam. Poczekaj tutaj.  Pocałował synka w czółko i zszedł do garażu. Z bagażnika wyjął kilka rzeczy, które kupił dla Bo, w tym karmę. Wniósł je do domu i zatrzymał się w drzwiach kuchni.
 Ian... Co wy zrobiliście?  Próbował wyglądać na złego, ale i tak nie mógł. Uśmiechnął się szeroko.
Jedzenie było porozrzucane po podłodze. Chyba wszystko co Ian'owi udało się wyjąć z szafek i lodówki. Będzie miał w cholerę sprzątania.
 Bo był głodny!  Przytulił do siebie psiaka.  Jesteś tatusiu sły?
 Nie skarbie  zaśmiał się. Odstawił rzeczy i wziął malca na ręce.  Zapewniłeś mi bardzo dużo sprzątania i kolejne zakupy. I nie tylko ciebie będę musiał umyć.  Spojrzał w dół, na szczeniaka. W jego sierści było jedzenie. Psiak zaszczekał wesoło.
 Kooocham cię tatusiu!  Objął ojca za szyję i przytulił się do niego mocno.
 Ja ciebie też kocham skarbie  szepnął, przyciskając wargi do jego czoła.
Planował później zostać ojcem. Dopiero gdy uda mi się ukończyć studia, zrobić karierę. Jego plany szlag trafił, ale nie było choćby chwili, aby się nie cieszył z takiego rozwoju wypadków. Ian był dla niego całym światem. Był dla niego gotów zrobić wszystko. Zabić kogoś, a nawet zabić siebie. Wszystko, aby tylko chronić swój największy skarb.
Nie mógł sobie teraz wyobrazić, jak wyglądałoby jego życie, gdyby ten mały chłopiec nie wkroczył do jego świata.
~*~
Słyszała czasem rozmowy. Zastanawiała się jednak czy naprawdę się tak dzieje, czy też te głosy to wytwór jej wyobraźni. Próbowała poruszyć choćby małym palcem, ale nie mogła się odnaleźć we własnym ciele. Głowa ciągle jej boleśnie pulsowała.
 Jej stan się nie poprawia.  Usłyszała męski, zachrypnięty głos. Już wcześniej go słyszała. Przynajmniej tak jej się wydawało.
 Sądzi pan, że wyjdzie z tego?  Tę kobietę też słyszała. Jeśli naprawdę słyszała cokolwiek.
 Jest młoda i wydaje się silna. Miejmy nadzieję, że tak. Na razie musimy czekać, aż się wybudzi.
Głosy zaczęły przechodzić w szmery, aż w końcu znowu zapadła się w tą nieznajomą otchłań.

Kiedy kolejny raz się "obudziła", było inaczej. Przede wszystkim, wiedziała gdzie są poszczególne części jej ciała. Potrafiła zacisnąć pięść, chociaż wymagało to ogromnego wysiłku z jej strony. Taki drobny gest, a zabierał dużo siły. Niestety, odnajdując się we własnym ciele, zaczęła także czuć ból. Nie znała jego źródła. Po prostu bolało ją wszystko. Nogi, ręce, a wydawało się, że nawet włosy, aż po ich końcówki. 
Rozprostowała dłoń i palce, odczekała chwilę, aby jej siły chociaż odrobinę wzrosły, a potem otworzyła oczy.
____________________________________________________________
Witam!
Rozdział planowałam wstawić w sylwestra, ale niestety, nie udało mi się to. Chociaż byłam u chrzestnego i miałam ze sobą laptopa, nie miałam nastroju aby rozdział skończyć. Miałam gorsze chwile tego dnia, ale zdarzały się też lepsze momenty, chociaż ich było mniej niż tych gorszych. No, nieważne. 
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał : ) Skończyłam go tylko dlatego, że mój kuzyn kazał mi laptopa włączyć. W rozdziale dużo się nie działo, ale o to mi chodziło ^.^
No i oczywiście Bell w końcu się obudziła : )
Proszę was o szczere komentarze. One naprawdę wiele dla mnie znaczą :>