sobota, 30 kwietnia 2016

19. Strzał w ciemności oddany


Chronimy tych, których kochamy.
~*~
Początkowo stała w jakimś gabinecie, przeglądając teczki. Nie widziała co było ich zawartością, bo wszystkie literki i cyferki były rozmazane, tworząc wielką, czarną plamę. Usłyszała jakieś głosy z dołu i schowała wszystko tam, gdzie powinno być.
Potem sceneria szybko uległa zmianie. Było ciemno i było jej zimno.
Wiedziała doskonale, że znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Dlatego miała jeden cel: uciec. Uciec, jak najdalej i przede wszystkim, jak najszybciej. Jednak zdawała sobie sprawę również z tego, że miała niewielkie szanse w porównaniu ze swoim przeciwnikiem. Być może nijakie. Nie oglądała się za siebie, a tym bardziej się nie zatrzymywała, chociaż płuca paliły ją żywym ogniem od wysiłku, do którego nie była przyzwyczajona. Jednak zmuszała swoje mięśnie do ciężkiej pracy, zaciskając zęby.
Skręciła za róg. Było ciemno i nie było widać żadnej osoby, która mogła jej pomóc, ani żadnego samochodu, przed który mogłaby skoczyć w akcie desperacji. Ciszę nocną rozdzierały jedynie jej ciężkie kroki, uderzające o chodnik i szybkie kroki zabójcy. Gdzieś w oddali przez kilka sekund było słychać miauczenie kota i szczekanie psa.
Wpadła w jakąś uliczkę, a przynajmniej tak się wydawało na samym początku. Szybko zauważyła, że wpadła w pułapkę. Trafiła na ślepy zaułek. Nie mogła się cofnąć, bo to groziło zetknięciem się twarzą w twarz z mordercą. Jednak bierność też nie wydawała się najlepszą perspektywą. Przez dwie sekundy nasłuchiwała, ale nie słyszała nic prócz szaleńczego bicia własnego serca. Mężczyzna więc mógł być tuż za ścianą.
Nie dane jej było jednak nic zrobić, bo poczuła ból w skroni i straciła równowagę, upadając obok cuchnącego kontenera na śmieci. Ten smród był ostatnią rzeczą jaką zapamiętała, zanim straciła przytomność.

Usiadła na łóżku, gwałtownie wciągając powietrze przez rozchylone usta. Czoło miała mokre od potu, a policzki od łez. Zaciskała kurczowo palce na pościeli, próbując uspokoić walenie serca i szybki oddech.
To mógł być tylko sen, ale ona wiedziała, że to nie do końca prawda. Ten sen był wspomnieniem. Już wcześniej słyszała, że została postrzelona, ale myślała, że może znalazła się po prostu w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiednim czasie. Teraz wszystko wyglądało inaczej. Ktoś ją ścigał. Ktoś chciał ją celowo zabić. Dlatego, że widziała te teczki. Tylko co w nich było, że aż taki los miał ją spotkać? Czego się dowiedziała, że miała zginąć?
~*~
Gdy zatrzymał samochód, zastał Bellę siedzącą na ganku przed domem. Była okryta kocem i trzymała w dłoniach czarny kubek. Chociaż dzieliła ich odległość kilku metrów, widział jej czerwone i podpuchnięte oczy, co zwiastowało to, co przeczuwał – że dziewczyna płakała. Wysiadł z volvo i pokonał dzielącą ich odległość w ciągu kilku sekund. Bella podniosła się z ławki, tym samym znajdując się w jego silnych ramionach.
To dziwne, że bliskość drugiej osoby może przynieść tak wielkie poczucie bezpieczeństwa. Chociaż była na pustkowiu, gdzie nikt jej nie mógł znaleźć, strach gościł w jej życiu. A wystarczyła obecność Edwarda, by wszystko uległo zmianie. I nie chodziło tu o to, że ten człowiek jest detektywem i ma broń. Sama dokładnie nie wiedziała skąd bierze się to poczucie bezpieczeństwa.
– Już jestem – wyszeptał. Odsunął ją delikatnie i pogłaskał jej policzek opuszkami palców. – Co się stało?
Widząc jak jej oczy lśnią od łez, poczuł się źle. Nie chciał by płakała. Nie chciał by cokolwiek dręczyło tę niewinną i kruchą istotę.
– Miałam sen. – Zamknęła oczy. – A dokładniej, wspomnienie. Wiem, co stało się tamtej nocy.
Wszedł z nią do środka i usiedli na kanapie w salonie. Nie wypuszczał jej z objęć, a i ona nie kwapiła się do tego, by się z nich wyswobodzić. Skuliła się, opierając głowę na jego ramieniu i przez chwilę siedzieli w ciszy. Edward wiedział, że musi sobie wszystko poukładać, dlatego jej nie poganiał. Cierpliwość wynagradza.
– Ktoś mnie gonił – zaczęła w końcu cichym głosem, wpatrując się w widok za oknem, które zajmowało całą powierzchnię ściany północnej i pozwalało zachwycać się pięknym krajobrazem. – Jakiś mężczyzna. Przesiadałam się z autobusu do autobusu. Myślałam, że to zapewni mi bezpieczeństwo. Tamtej nocy byłam nieuważna i... – zadrżała w jego ramionach, na co automatycznie wzmocnił nieznacznie uścisk – było ciemno i zimno. Śledził mnie, ten mężczyzna, przez cały czas. Zbyt późno go zauważyłam. Zaczęłam biec, chociaż wiedziałam, że mam marne szanse. Wbiegłam do tego zaułka, ale okazało się, że to ślepa uliczka. Nie słyszałam strzału, ale poczułam ból. 
Przycisnęła dłoń do miejsca, w które trafiła kula. 
– Wcześniej śniło mi się, że stałam w gabinecie. I przeglądałam jakieś papiery. Nie wiem jak mam ci to wytłumaczyć, ale wiem, że mogłam komuś zaszkodzić. Innemu mężczyźnie. Tym, co widziałam w tych teczkach. I to on najął tego zabójcę. – Uniosła głowę i spojrzała na detektywa. – Boję się. Jeśli dowiedzą się, że żyję...
Nie dokończyła, ale nie musiała. Edward doskonale zdawał sobie sprawę, że musi pozostać w ukryciu, dopóki nie znajdzie tych ludzi. Nie chciał, by ich pierwotny plan się ziścił. Nie chciał i nie mógł do tego dopuścić.
– Wszystko będzie dobrze – zapewnił i choć sam nie rozumiał swoich pobudek, złożył na jej wargach delikatny pocałunek. – Nie pozwolę, by coś ci się stało, Bello.
Uwierzyła mu.
Zrobił dla niej już tak wiele, więc czemu miałaby twierdzić, że ta obietnica jest brednią? A nawet gdyby kłamał, w co nie wierzyła nawet najmniejsza jej cząstka, miała tylko jego. Nikogo więcej nie znała – nie licząc lekarzy i pielęgniarek, którzy zajmowali się nią w szpitalu – więc musiała polegać jedynie na tym mężczyźnie. A może nie tyle co musiała, lecz chciała.
– Przypomniałaś sobie coś jeszcze? – zapytał, na co w odpowiedzi pokręciła głową. – Niedługo pojedziemy w miejsce, gdzie cię znalazłem. Może więcej wspomnień powróci. Ale nie będziemy się śpieszyć. Zrobimy to dopiero, gdy będziesz na to gotowa.
Pokiwała głową i zamknęła oczy. Czy była gotowa? Teraz na pewno nie. Przede wszystkim, bała się. Co jeśli jej niedoszły zabójca będzie przebywał w tamtej okolicy i przypadkiem ją zauważy? Szanse są oczywiście marne, ale w tej chwili odzywała się część, która była odpowiedzialna za paranoję. Wolała na razie pozostać w domku Edwarda, w którym była bezpieczna – a przynajmniej taką miała nadzieję – i mało kto wiedział, że ona tu przebywa.
– Jesteś tutaj bezpieczna, możesz być pewna. – Pogłaskał delikatnie jej policzek. – Ale zanim wyjadę, pokażę ci jak uruchomić cały system zabezpieczeń. Jeśli coś by się działo, w sypialni masz przycisk przy szafce nocnej. Jeśli go uruchomisz, drzwi się automatycznie zablokują i zostanie wysłany sygnał do agencji ochroniarskiej, a do tego na moją komórkę. Okna w całym domu są kuloodporne. Potrafię być czasem paranoikiem – dodał, widząc jej zdziwioną minę.
Tak naprawdę założył cały ten system zabezpieczeń ze względu na swojego synka. Wolał dmuchać na zimne. Jak to się mówi: licho nie śpi. Jego wrogowie także. Ian był jego największą słabością i w ramach zemsty nie jeden mógłby chcieć zrobić coś chłopcu. Na to Edward nie zamierzał pozwolić.
Niecały rok temu, gdy prowadził sprawę kartelu narkotykowego, sporo osób chciało go zniszczyć, bo mógł – i zrobił to – im poważnie zaszkodzić. Codziennie widział pod swoim domem białą ciężarówkę. A dzięki kamerom rozmieszczonym w różnych częściach jego posiadłości widział także kręcących się w pobliżu mężczyzn. Próbowali się wedrzeć do środka, ale to poskutkowało jedynie tym, że zostali zatrzymani i zabrani do aresztu. Potem całą sprawa poszła gładko.
Po tej sprawie Edwardowi na zawsze pozostanie blizna po kuli na lewym ramieniu.

Gdy wracał od Belli, było już ciemno, a na drodze panował niewielki ruch. Był w połowie drogi i minął dopiero trzy, może cztery, samochody. Pokazał jej wszystko co i jak z zabezpieczeniami i jak ma uruchomić alarm. Co mogła zrobić również używając telefonu, gdyby znajdowała się w innym pomieszczeniu niż sypialnia. Chociaż ta była bezpiecznym miejscem. Jeśli uruchamiała alarm, nie tylko blokowały się drzwi wejściowe, ale również drzwi do sypialni.
Wybrał numer do Nick’a. Poczekał kilka sygnałów, a potem połączenie zostało przerwane. Przesunął palcem po liście kontaktów i zadzwonił tym razem do Simona. Ten odebrał od razu, w połowie pierwszego sygnału, jakby trzymał telefon w ręku i tylko czekał na telefon.
– Przesłuchiwaliście jeszcze Coldwella? – zapytał, nie siląc się na żadne powitanie.
– Ciebie też miło słyszeć – zaśmiał się. – Nick pytał go o ten symbol sekty, ale milczy jak grób. Nadal czekamy na jego adwokata, który jest, kurwa, na wakacjach i będzie dopiero za dwa dni. Ten człowiek pogarsza jedynie swoją sytuację, ale jeśli mam być szczery, mam nadzieję, że zgnije w pierdlu.
– Jak dla mnie sąd mógłby odejść od reguły i dać go na krzesło elektryczne, ale omińmy nasze pragnienia. – Wrzucił lewy kierunkowskaz i przejechał, spoglądając uprzednio w lewą i prawą stroną. – Możliwe, że ma taki sam tatuaż.
– Dzwoniłem do jego żony, w końcu ona zna go najlepiej, nie tylko pod względem charakteru. Ale twierdzi, że jej mąż żadnego tatuażu nie ma. A takiego węża przecież trudno przeoczyć.
– Może po prostu nie dał się wytatuować. Albo robił sobie ten tatuaż tylko w ramach potrzeby, a potem się go pozbywał. Nie możemy czekać dwóch dni, to zdecydowanie za długo. Przecież tu chodzi o życie Davida. A być może nie tylko jego.
– Cullen, nie musisz nas uświadamiać. Doskonale wiemy, o jaką cenę toczy się ta gra.
– Przywiozę jutro na komisariat Megan – powiedział, zatrzymując się na światłach.
– Po co?
– Dla dzieci zrobi się naprawdę wiele, Simon. Wierz mi.
– Na przykład porwie jej chłopaka? – Prychnął. – Ten człowiek jest chory, nic dodać nic ująć.
– To nie ulega wątpliwością – zgodził się, dodając gazu gdy miał znów zielone światło. – Jednak zrobił to dla swojej córki. Nie ważne, że to jest głupie i nawet sąd tego nie poprze. Ale być może dla córki również powie, gdzie jest ten chłopak i zacznie współpracować. Nie sądzisz?
– W sumie coś w tym jest. Łzy i błagania córeczki. Tak, to może pomóc.
– Chyba, że jest do końca zgorzkniałym skurwielem. Wtedy będziemy musieli poczekać te dwa dni.
Po kilku minutach się rozłączył i wjechał na podjazd domu rodziców, gdzie w środku czekał na niego Ian. Znów sobie obiecał, że gdy tylko ta sprawa dobiegnie końca, bierze urlop. Może nie dwa tygodnie, a nawet kilka miesięcy. Naprawdę chciał wynagrodzić synowi to, że tak mało spędza z nim czasu.
Wysiadł z samochodu i wszedł do domu. Oczywiście, ze względu na paranoję, posiadłość rodziców Cullena także była solidnie zabezpieczona. Tu chodziło nie tylko o Iana, ale także o jego rodziców. Zależało mu na nich i chciał ich chronić. Głównie przed swoimi wrogami. Bo tacy ludzie zawsze chcą zaatakować bliskich, by złamać swoją główną ofiarę.
– Tatuś! – Usłyszał na wejściu i z salonu wybiegł jego synek, a za nim jego szczeniak. – Jesteś!
Edward się pochylił i szybko wziął małego na ręce, przytulając go do siebie.
– Jasne, że jestem. A ty dlaczego nie śpisz? Jest już po dziewiątej. – Wszedł do salonu i ucałował Esme w policzek. Carlisle najwyraźniej miał nocną zmianę. – Cześć, mamo. Nie rozrabiał za bardzo?
– Och, dajże spokój. Wiesz, jak bardzo kocham swojego wnuka. – Kobieta spojrzała na Edwarda z matczyną miłością. – Nawet jeśli czasem rozrabiał więcej niż zwykle, to opiekowanie się nim sprawia mi czystą przyjemność. Szkoda tylko, że własnego syna tak rzadko widuję.
Edward poczuł znów wyrzuty sumienia. Nie dość, że zaniedbuje syna, to jeszcze rodziców. To się zmieni, obiecał sobie w duchu.
– Przepraszam, mamo. – Usiadł obok niej, sadzając sobie Iana na kolanach. – Pracuję nad sprawą. Gdy tylko ją zakończę, wszystko się zmieni. Zobaczysz. – Posłał matce łobuzerski uśmiech.
– Chodzi o tę dziewczynę, prawda? Nadal nie wiecie kto za tym stoi?
– Mamy pewne tropy. Już niedługo wszystko się wyjaśni. Jak dobrze pójdzie, kwestia kilku dni. Wtedy biorę urlop i ten czas poświęcę Ianowi i wam. Obiecuję.
~*~
Stał na dużej polanie, trzymając ręce w kieszeniach. Obok niego stało kilku jego współpracowników. Ludzi, którzy należeli do jego grupy, albo jak inni mówią – do sekty. Każdy nosił na ciele jego symbol. I każdy wiedział czym grozi zdrada.
– Gotowe. – Usłyszał głos Tylera.
– Więc zrób to – powiedział zdecydowanie, nie odrywając wzroku od polany.
Wiedział, co się kryje pod niepozornym pięknem przyrody. On i jego współpracownicy. Nikt więcej nie wiedział co kryje się pod ziemią. Ludzie. Tam znajdowali się ludzie, którzy zasłużyli sobie na taki los. 
Na przykład David.
Ale to nie wyszło z jego perspektywy. Chciał odejść, ale nie dlatego tu się znalazł. To Michael go tu przywlókł. I Michael będzie za to odpowiadał.
Poczuł na plecach gorąco, gdy cały dom zajął się ogniem. Mógł się zemścić jeszcze bardziej, wypuszczając Davida. Ale sam jeszcze wpadnie przez to w kłopoty. Wolał więc nie ryzykować. Odwrócił się powoli i patrzył, jak dom płonie. Mieszkał tu dość długo. A ta suka kroczyła po tej polanie, nie wiedząc, że pod jej stopami umierają ludzie, uwięzieni w metalowych skrzyniach. Też powinien spotkać ją ten los. Nikt nie zobaczy dymu, bo najbliższy budynek znajdował się kilkadziesiąt kilometrów stąd.
– Co teraz, szefie? – zapytał James, wysoki i rosły brunet, który był jego prawą ręką. I który był niezwykle przydatny, bo od dziecka chorował na analgezję wrodzoną, Wojownik nie czujący bólu, to przydatny wojownik.
– Jedziemy – rzucił i wsiadł do samochodu.
Wszystko spłonie – nie zostanie nic. Ani nikt.

Witajcie kochani! Cóż, chyba jestem zadowolona. Po pierwsze dlatego, że długo na rozdział nie trzeba było czekać, prawda? Patrząc wstecz, na to jak wcześniej pisałam i w jakim tempie... :) Niestety, amnesia-life niedługo dobiegnie końca. Powody są dwa. Po pierwsze: chcę. Po drugie: tak miało być od samego początku. Więc staram się nie pisać takiego misz masz, by koniec był, jak niektórzy. Jednak... zacznę coś innego. Coś, nad czym pracuję od dawna. Każdy koniec jest początkiem czegoś nowego.

Pozdrawiam,
Mrs.Cross!

niedziela, 17 kwietnia 2016

18. Musisz walczyć o więcej niż masz


Na świecie nie ma ludzi całkiem złych, ani całkiem dobrych.
Istnieją ludzie źli z odrobiną dobroci w sercu, bądź ludzie dobrzy, którzy mają w sobie domieszkę zła.
~*~
To, że był zły czy też wściekły, to było czystym niedopowiedzeniem. Był ogarnięty czystą furią. Doskonale wiedział, że wszystko jest prawdą, a nie sprawą fotomontażu. Na szczęście już dawno opanował umiejętność ukrywania swoich emocji.
Wysiadł ze swojego samochodu, a chwilę później na podjeździe zatrzymał się także policyjny radiowóz i wysiadło z nich dwóch policjantów. Nick i Simon przyjechali od razu po jego telefonie, nie oczekując żadnych wyjaśnień ze strony policjanta. Inspektor Tremain doskonale zdawał sobie sprawę, że jeśli detektyw kazał im tu przyjechać, miał ku temu bardzo ważny powód.
Edward przywitał się z policjantami, kiwając im głową i zadzwonił do drzwi. Ponownie otworzyła mu Megan, nie kryjąc swojego zdziwienia obecnością detektywa w asyście dwóch policjantów.
 Dzień dobry. O co chodzi, panie Cullen?  zapytała, zerkając na dwóch mężczyzn, którzy stali za nim.
 Jest twój tata?  zapytał, nie siląc się na powitania.  Muszę się z nim spotkać.
 Siedzi w salonie  powiedziała niepewnie, otwierając szerzej drzwi.
W tym samym momencie do nastolatki dołączyli jej rodzice. Samantha zachowywała spokój, natomiast na twarzy Michaela wymalowana była wściekłość. Na pewno nie spodziewał się, w jakim celu Edward zawitał ponownie do jego domu.
 Już pan raz przesłuchał moją córkę  warknął, stając przed nastolatką.  Znów pan chce ją męczyć? Ona wiele...
 Nie przyszedłem do niej  przerwał mu wpół słowa.  Przyszedłem porozmawiać z panem, panie Coldwell.
 Nie mam panu nic do powiedzenia.
 Wydaje mi się, że jednak musi pan coś powiedzieć.  Odwrócił się i podał kopertę swoim policyjnym sprzymierzeńcom.
Nick wyjął zawartość i przez kilka sekund się przyglądał. Potem spojrzał na Edwarda, a następnie na Coldwella. Zrobił krok do przodu, zrównując się z detektywem.
 Jest pan aresztowany pod zarzutem uprowadzenia Davida Smitha  powiedział Nick Tremain, a Edward zauważył na twarzy Michaela cień strachu, który mężczyzna starał się bez powodzenia ukryć. - Pojedzie pan z nami dobrowolnie, czy mamy zabrać pana siłą?
 To jakaś pomyłka.  Mężczyzna pokręcił głową i spojrzał na swoją córkę i żonę.  Nie miałem z tym nic wspólnego. Na jakiej podstawie tak sądzicie?  Znów utkwił wzrok w mężczyznach.
Inspektor bez słowa podał mu zdjęcia, na których wyraźnie było widać, jak czarny samochód zatrzymuje się obok zaginionego chłopaka. Następne zdjęcie pokazywało, jak z tego samochodu wysiada Michael Coldwell. Opierając bieg zdarzeń na pozostałych fotografiach, mężczyzna chwilę rozmawiał z Davidem, rozgląda się, następnie ogłusza chłopaka i wrzuca do bagażnika auta.
Na twarzy Megan było wymalowanych wiele uczuć. Niedowierzanie, szok, ból, rozpacz i poczucie zdrady. Miała przed sobą jawne dowody na to, że człowiek, którego przez tyle lat podziwiała i darzyła szacunkiem oraz miłością, był odpowiedzialny za całe nieszczęście, które ją spotkało. Zawiódł jej zaufanie. Poległ nie tylko w roli ojca, ale w każdej innej także. Zdawała sobie sprawę z tego, że to wszystko jest prawdą. Jej mózg szybko przyswoił całą okrutną prawdę. Jej cierpienie wzrosło w dwójnasób. Teraz cierpiała nie tylko z powodu straty Davida, ale także dlatego, że za tym wszystkim stał jej ojciec.
Takie błahe wspomnienia, jak jazda na rowerze, wszystkie wakacje, ciepłe popołudnia w ogrodzie, oglądanie razem telewizji i wykłócanie się o pilot. To wszystko było dla niej w tej chwili przekreślone na rzecz tego, jak bardzo ojciec ją zranił. Może i miała te czternaście lat, stosunkowo niewiele by traktować ją poważnie i jej zdanie, ale wiedziała, że prędko nie będzie potrafiła tego zapomnieć.
 Jak mogłeś?  wyszeptała, przegrywając walkę ze łzami, które spłynęły po jej policzkach niczym dwa strumienie.
Odwróciła się na piętrze i pobiegła w kierunku schodów.
Edward jej współczuł. Zraniła ją osoba, której najbardziej ufała. Sam nie wiedział co by począł, gdyby się okazało, że Carlisle działa przeciwko niemu. Chociaż nie płynęła w nich ta sama krew, traktował go jak biologicznego ojca. Wiele mu zawdzięczał i podziwiał go, widząc z jaką pasją podchodzi do swojej pracy. Każdego pacjenta traktował tak samo i każdemu poświęcał maksymalną uwagę, o każdego dbał z takim samym zaangażowaniem. Doktor Cullen był dla Edwarda kimś w postaci mentora. Wiele razy chodził do niego po rady, mieli ze sobą wiele poważnych rozmów. I gdyby któregoś dnia się okazało, że ten człowiek jest zupełnie kimś innym, niż Edward myślał do tej pory... Nie, Edward wolał się nawet o tym nie przekonywać.
Jego tata był uczciwym i dobrym człowiekiem, lepiej się tego trzymać. Mężczyzny, który przyczynił się do jego przyjścia na świat, nie pamiętał. Jedynie jakieś urywki wspomnień, co do których nawet nie był pewien, czy faktycznie się wydarzyły. Wiedział jednak, że Edward Mason był podłym sukinsynem, który zmarł, bo zachlał się na śmierć. Alkohol był dla niego ważniejszy niż żona i syn, którego nigdy nie chciał.
Rodzicem nie jest ten, który przyczynił się do tego, że istniejesz. Matką nie można nazwać kobiety, która urodziła dziecko i je oddała. Rodzicem jest ten, który przyczynia się do tego, jaki w przyszłości się stajesz. Wychowuje cię i jest przy tobie, gdy tego potrzebujesz. Kocha cię.
Edward śmiało mógł powiedzieć, że miał dwie matki - Elizabeth Mason i Esme Cullen. Lecz tylko jednego ojca - Carlislea. Edward Mason na pewno nie zasługiwał, by nazywał go ojcem. Chociaż go nie pamiętał, młody detektyw doskonale wiedział, jakim człowiekiem był.

 Dwunasty październik, 16:23  powiedział inspektor Tremain, siedząc przy stole, na środku którego leżał mały dyktafon. Naprzeciw policjanta siedział Michael Colwell, z nadgarstkami skutymi w kajdanki.  Przesłuchiwany Michael Coldwell, oskarżony o uprowadzenie i przetrzymywanie dziewiętnastoletniego Davida Smitha.
W niewielkiej sali był tylko inspektor i oskarżony. Za to za ścianą stał Edward i Simon, którzy przyglądali się mężczyznom przez lustro weneckie. Na dodatek słyszeli wszystko, dzięki niewielkiemu głośnikowi przy ścianie.
Nick oparł się wygodnie na krześle. Nie spieszyło mu się. Chociaż wrzała w nim wściekłość, zachowywał idealny spokój, powstrzymując się przed chęcią roztrzaskania Coldwellowi tej pustej głowy. Wyjął z kieszeni paczkę Marlboro red i podpalił jednego papierosa, głęboko zaciągając się dymem. Wypuszczając dym z ust, spojrzał na Michaela.
 Dlaczego porwał pan Davida?  zapytał spokojnie, krzyżując nogi w kostkach.
 Te zdjęcia to fałszerstwo. Popełniacie poważny błąd!
 Wie pan, co panu powiem? To zdanie słyszałem mnóstwo razy. I w większości przypadków okazywało się, że mamy rację. Tak jest i teraz. Może pan sobie mówić, co tylko zechce. Zdjęcia zostały poddane różnym badaniom przez naszych informatyków. Zanim pan zarzuci im niekompetencje, muszę powiedzieć, że są to wysoko kwalifikowani pracownicy i nie ma tutaj nawet mowy o pomyłce. Więc zapytam się ponownie: dlaczego porwał pan Davida?
 Nie porwałem go. Ktoś mnie wrabia  powtórzył, ale tym razem jego głos zabrzmiał mniej pewnie.
Policjant przyszpilił go wzrokiem, ale nic nie powiedział. Miał czas. Spojrzał w stronę lustra, ale zobaczył tylko swoje odbicie. Jednak doskonale sobie zdawał sprawę, że za szybą jest Cullen i jego partner. Zastanowił się przez chwilę, czy czują taką samą ochotę jak on, by walnąć Coldwellowi stołem w łeb. Cóż, czasami stosowało się radykalne metody przesłuchiwania, jeżeli oskarżony nie chciał współpracować. Gdyby go pierdolnął, nie miałby problemów. Poza tym, nie oszukujmy się: kto zadrze z inspektorem, który jest byłym pracownikiem Mossadu i CIA? Więc jeśli jeszcze pozaprzecza, może mieć złamany nos  w najlepszym wypadku, rzecz jasna.
Minęło kilka minut, podczas których obaj mężczyźni zawzięcie milczeli. Inspektor wtenczas wypalił kolejnego papierosa, udając znudzenie, a oskarżony wyglądał na coraz mniej pewnego siebie. Przygarbił ramiona i co chwilę nerwowo się wiercił na krześle.
 Zacznie pan w końcu mówić, czy mam postawić kolejny zarzut, jakim będzie utrudnianie pracy policji?
 Chcę wezwać adwokata.  Usłyszał w odpowiedzi.
Szczerze powiedziawszy, bardzo to zadowoliło policjanta. Właśnie przyznałeś się do winy, pomyślał Tremain zadowolony.
 Jak pan sobie życzy. Tylko niech pan będzie świadomy, że to wcale nie polepsza pana sprawy. I tak będzie pan musiał odpowiedzieć na pytania. Jeżeli nie przede mną, to przed sądem. Wtedy nawet najlepsi adwokaci pana nie wybronią. Mogę nawet panu zapewnić kilkadziesiąt lat oglądania niewielkiej części świata zza krat. Chwilowo jest pan oskarżony o porwanie i przetrzymywania Davida, o okłamywanie funkcjonariuszy i składanie fałszywych zeznań. Ciekaw jestem, czy dojdą jeszcze jakieś...
 Nie mogłem na to pozwolić  przerwał mu wpół zdania.  Moja córka nie mogła się z nim spotykać! Nie z takim bandziorem!
 W tej chwili jest pan o wiele gorszy od tego chłopaka. Ale proszę mówić dalej, ja chętnie posłucham i inni także.  Machnął ręką, wyjmując z paczki kolejnego papierosa.
 Nie powiem nic, dopóki mój adwokat nie będzie obok mnie.
 Poczekamy.  Inspektor uśmiechnął się lekko i zaciągnął się papierosem.
Miał ochotę zgasić go na jego czole, ale z trudem się powstrzymał. Wpatrywał się przez chwilę w faceta i oczami wyobraźni zobaczył dziurę wypaloną na jego czole. Kusząca propozycja. Jednak takie zachowanie nawet jemu nie uszłoby na sucho. Niestety. Po co komu te pieprzone zasady? Miał ochotę je złamać, ale... siła wyższa.
Do sali wszedł Simon i wręczył Michaelowi jego komórkę, by ten mógł zadzwonić po swojego prawnika. Gdy tylko zakończył rozmowę, urządzenie zostało mu zabrane i znów w pomieszczeniu zostało tylko ich dwóch.
Nick zgasił papierosa w popielniczce, chociaż złożone dłonie Coldwella, które leżały na stoliku, wydawały się niezwykle kuszące. Pokręcił głową, zastanawiając się, skąd w nim takie sadystyczne myśli. Zostawił oskarżonego samego i poszedł do pomieszczenia, służącego jako kuchnia. Zrobił sobie mocną kawę, bo przeczuwał, że bez niej się nie obejdzie. Coldwell był bogaty, więc na pewno jego prawnikiem była jakaś przemądrzała szycha, zarabiająca krocie w ciągu godziny.
I nie mylił się. Gdy siedział znów w sali przesłuchań, Simon wprowadził mężczyznę po czterdziestce, ubranego w szyty na miarę garnitur, z czarną teczką w ręku. Mierzył trochę ponad metr siedemdziesiąt i ciemne blond włosy miał krótko obięte. Był przystojny, w klasycznym znaczeniu tego słowa. Jednak wyraźną dysfunkcją w jego wyglądzie był krzywy nos, co mogło świadczyć tylko o tym, że kiedyś był poważnie złamany. Prawnik świdrował swojego klienta brązowymi oczami, a potem przeniósł je na policjanta.
 Witam. Nazywam się Adam Darknell i reprezentuję pana Coldwella. Chciałbym wiedzieć, dlaczego go tutaj zabraliście.  Jego głos brzmiał szorstko i lodowato.
Wiedziałem, pomyślał inspektor. Bogaty adwokacina, myślący, że może każdym rządzić. Tacy adwokaci są najgorsi. Spokojnie wyjaśnił zarzuty, jakie postawiono Michaelowi, jednocześnie wyjmując z koperty zdjęcia. Od razu go uprzedził, że to nie jest żaden fotomontaż.
 Mój klient nie odpowie na żadne pytania. Wystąpię o uwolnienie go za kaucją.
 Jak pan sobie życzy. Jednak wątpię by prokurator przychylił się do pańskiego wniosku. Istnieje podejrzenie, że David Smith nie żyje. Jeżeli okaże się to prawdą, zabójstwo może być kolejną pozycją na liście zarzutów.
Do niczego w ten sposób nie doszli, bo Darknell nie pozwalał na przesłuchanie swojego klienta i Nickowi coraz trudniej było tłumić w sobie irytację. A walnięcie ich obu stołem bądź krzesłem wydawało się coraz bardziej zachęcającą perspektywą. Na szczęście się powstrzymał. Coldwella przeprowadzono do aresztu tymczasowego, a jego adwokat poszedł do gabinetu prokuratora Gottesmana, by złożyć wniosek o uwolnienie za kaucją. Inspektor doskonale wiedział, że zostanie on odrzucony, bo znał prokuratora już kilka lat.
Gdy tak stał w swoim gabinecie, bez pukania wszedł do niego Cullen, z zaciętą miną. Jak zwykle nie zdradzał żadnych emocji. Nickowi przeszło przez myśl, że jeszcze chyba nie widział, by Cullen się złościł, cieszył, albo coś innego. Zawsze nosił bez emocjonalną maskę.
 Nie poszło dobrze – stwierdził, zamykając za sobą drzwi.  Z Darknellem będą problemy. Reprezentowałem kilku klientów, gdy on był po przeciwnej stronie. Do tego to zarozumiały dupek.
 Zauważyłem.
Tremain westchnął, siadając za dużym i ciemnym biurkiem, z drzewa dębowego, na którym stał laptop firmy HP i wszędzie było mnóstwo papierów, teczek i małych karteczek. Porządek nie należał do jego mocnych stron. Przez chwilę siedział, wpatrując się w ścianę, ale w końcu utkwił wzrok w młodym detektywie.
 Powiedz mi Cullen, skąd miałeś te zdjęcia?
 Przysłano je do mnie pocztą  wyjaśnił, siadając w jednym z foteli, stojących po drugiej stronie biurka.  Na adres biura. Wysłałem kopertę do techników, by zbadali odciski palców, ale wątpię, by cokolwiek znaleźli. Ta sprawa jest bardziej zagmatwana, niż początkowo się wydawało.
Rozmawiali jeszcze z pół godziny i w ciągu tych trzydziestu minut dowiedzieli się, że prokurator Richard Gettesman nie przyjął wniosku i oskarżony miał zostać w areszcie do czasu, gdy sprawa nie zostanie wyjaśniona. Zarówno policjant jak i detektyw, byli zadowoleni z takiego obrotu spraw. Gorzej z adwokatem Darknellem, który wyszedł z gabinetu prokuratora trzaskając drzwiami i rzucając pod nosem wiązankę przekleństw.
Cullen podniósł się z miejsca i zacisnął dłoń na klamce. Na odchodnym poprosił Nicka, by nie dopuścili do samobójstwa Michaela, tak jak w przypadku Jacka Baye'a. W odpowiedzi usłyszał obietnicę, że tak się na pewno nie stanie. Stojąc w windzie, poczuł jak telefon w kieszeni zaczyna wibrować. Na wyświetlaczu zobaczył imię Belli i zmarszczył lekko brwi, ale odebrał bez wahania.
– Edward? – Usłyszał cichy, zachrypnięty głos dziewczyny. Albo mu się wydawało, albo płakała. – Mógłbyś do mnie przyjechać?
Witam : ) Cóż, muszę powiedzieć, że jestem z siebie zadowolona, bo jak na mnie, rozdział udało mi się napisać dość szybko. I muszę przyznać, że pisało mi się go dość przyjemnie. Mam tylko nadzieję, że nic nie spieprzyłam. Miał pojawić się 11 kwietnia, w moje urodziny, ale niestety, nie udało mi się go napisać. Miałam tylko połowę. Ale w końcu jest! Jak widzicie, jest kolejny przełom w sprawie. Tylko pytanie: co dalej?
To ja już nie marudzę i chciałam podziękować za komentarze pod 17 rozdziałem :) No i dziękuję straszakowi od łopaty. Nie wiem co ja bym bez Ciebie zrobiła :)

Pozdrawiam gorąco,
Mrs.Cross!