niedziela, 17 kwietnia 2016

18. Musisz walczyć o więcej niż masz


Na świecie nie ma ludzi całkiem złych, ani całkiem dobrych.
Istnieją ludzie źli z odrobiną dobroci w sercu, bądź ludzie dobrzy, którzy mają w sobie domieszkę zła.
~*~
To, że był zły czy też wściekły, to było czystym niedopowiedzeniem. Był ogarnięty czystą furią. Doskonale wiedział, że wszystko jest prawdą, a nie sprawą fotomontażu. Na szczęście już dawno opanował umiejętność ukrywania swoich emocji.
Wysiadł ze swojego samochodu, a chwilę później na podjeździe zatrzymał się także policyjny radiowóz i wysiadło z nich dwóch policjantów. Nick i Simon przyjechali od razu po jego telefonie, nie oczekując żadnych wyjaśnień ze strony policjanta. Inspektor Tremain doskonale zdawał sobie sprawę, że jeśli detektyw kazał im tu przyjechać, miał ku temu bardzo ważny powód.
Edward przywitał się z policjantami, kiwając im głową i zadzwonił do drzwi. Ponownie otworzyła mu Megan, nie kryjąc swojego zdziwienia obecnością detektywa w asyście dwóch policjantów.
 Dzień dobry. O co chodzi, panie Cullen?  zapytała, zerkając na dwóch mężczyzn, którzy stali za nim.
 Jest twój tata?  zapytał, nie siląc się na powitania.  Muszę się z nim spotkać.
 Siedzi w salonie  powiedziała niepewnie, otwierając szerzej drzwi.
W tym samym momencie do nastolatki dołączyli jej rodzice. Samantha zachowywała spokój, natomiast na twarzy Michaela wymalowana była wściekłość. Na pewno nie spodziewał się, w jakim celu Edward zawitał ponownie do jego domu.
 Już pan raz przesłuchał moją córkę  warknął, stając przed nastolatką.  Znów pan chce ją męczyć? Ona wiele...
 Nie przyszedłem do niej  przerwał mu wpół słowa.  Przyszedłem porozmawiać z panem, panie Coldwell.
 Nie mam panu nic do powiedzenia.
 Wydaje mi się, że jednak musi pan coś powiedzieć.  Odwrócił się i podał kopertę swoim policyjnym sprzymierzeńcom.
Nick wyjął zawartość i przez kilka sekund się przyglądał. Potem spojrzał na Edwarda, a następnie na Coldwella. Zrobił krok do przodu, zrównując się z detektywem.
 Jest pan aresztowany pod zarzutem uprowadzenia Davida Smitha  powiedział Nick Tremain, a Edward zauważył na twarzy Michaela cień strachu, który mężczyzna starał się bez powodzenia ukryć. - Pojedzie pan z nami dobrowolnie, czy mamy zabrać pana siłą?
 To jakaś pomyłka.  Mężczyzna pokręcił głową i spojrzał na swoją córkę i żonę.  Nie miałem z tym nic wspólnego. Na jakiej podstawie tak sądzicie?  Znów utkwił wzrok w mężczyznach.
Inspektor bez słowa podał mu zdjęcia, na których wyraźnie było widać, jak czarny samochód zatrzymuje się obok zaginionego chłopaka. Następne zdjęcie pokazywało, jak z tego samochodu wysiada Michael Coldwell. Opierając bieg zdarzeń na pozostałych fotografiach, mężczyzna chwilę rozmawiał z Davidem, rozgląda się, następnie ogłusza chłopaka i wrzuca do bagażnika auta.
Na twarzy Megan było wymalowanych wiele uczuć. Niedowierzanie, szok, ból, rozpacz i poczucie zdrady. Miała przed sobą jawne dowody na to, że człowiek, którego przez tyle lat podziwiała i darzyła szacunkiem oraz miłością, był odpowiedzialny za całe nieszczęście, które ją spotkało. Zawiódł jej zaufanie. Poległ nie tylko w roli ojca, ale w każdej innej także. Zdawała sobie sprawę z tego, że to wszystko jest prawdą. Jej mózg szybko przyswoił całą okrutną prawdę. Jej cierpienie wzrosło w dwójnasób. Teraz cierpiała nie tylko z powodu straty Davida, ale także dlatego, że za tym wszystkim stał jej ojciec.
Takie błahe wspomnienia, jak jazda na rowerze, wszystkie wakacje, ciepłe popołudnia w ogrodzie, oglądanie razem telewizji i wykłócanie się o pilot. To wszystko było dla niej w tej chwili przekreślone na rzecz tego, jak bardzo ojciec ją zranił. Może i miała te czternaście lat, stosunkowo niewiele by traktować ją poważnie i jej zdanie, ale wiedziała, że prędko nie będzie potrafiła tego zapomnieć.
 Jak mogłeś?  wyszeptała, przegrywając walkę ze łzami, które spłynęły po jej policzkach niczym dwa strumienie.
Odwróciła się na piętrze i pobiegła w kierunku schodów.
Edward jej współczuł. Zraniła ją osoba, której najbardziej ufała. Sam nie wiedział co by począł, gdyby się okazało, że Carlisle działa przeciwko niemu. Chociaż nie płynęła w nich ta sama krew, traktował go jak biologicznego ojca. Wiele mu zawdzięczał i podziwiał go, widząc z jaką pasją podchodzi do swojej pracy. Każdego pacjenta traktował tak samo i każdemu poświęcał maksymalną uwagę, o każdego dbał z takim samym zaangażowaniem. Doktor Cullen był dla Edwarda kimś w postaci mentora. Wiele razy chodził do niego po rady, mieli ze sobą wiele poważnych rozmów. I gdyby któregoś dnia się okazało, że ten człowiek jest zupełnie kimś innym, niż Edward myślał do tej pory... Nie, Edward wolał się nawet o tym nie przekonywać.
Jego tata był uczciwym i dobrym człowiekiem, lepiej się tego trzymać. Mężczyzny, który przyczynił się do jego przyjścia na świat, nie pamiętał. Jedynie jakieś urywki wspomnień, co do których nawet nie był pewien, czy faktycznie się wydarzyły. Wiedział jednak, że Edward Mason był podłym sukinsynem, który zmarł, bo zachlał się na śmierć. Alkohol był dla niego ważniejszy niż żona i syn, którego nigdy nie chciał.
Rodzicem nie jest ten, który przyczynił się do tego, że istniejesz. Matką nie można nazwać kobiety, która urodziła dziecko i je oddała. Rodzicem jest ten, który przyczynia się do tego, jaki w przyszłości się stajesz. Wychowuje cię i jest przy tobie, gdy tego potrzebujesz. Kocha cię.
Edward śmiało mógł powiedzieć, że miał dwie matki - Elizabeth Mason i Esme Cullen. Lecz tylko jednego ojca - Carlislea. Edward Mason na pewno nie zasługiwał, by nazywał go ojcem. Chociaż go nie pamiętał, młody detektyw doskonale wiedział, jakim człowiekiem był.

 Dwunasty październik, 16:23  powiedział inspektor Tremain, siedząc przy stole, na środku którego leżał mały dyktafon. Naprzeciw policjanta siedział Michael Colwell, z nadgarstkami skutymi w kajdanki.  Przesłuchiwany Michael Coldwell, oskarżony o uprowadzenie i przetrzymywanie dziewiętnastoletniego Davida Smitha.
W niewielkiej sali był tylko inspektor i oskarżony. Za to za ścianą stał Edward i Simon, którzy przyglądali się mężczyznom przez lustro weneckie. Na dodatek słyszeli wszystko, dzięki niewielkiemu głośnikowi przy ścianie.
Nick oparł się wygodnie na krześle. Nie spieszyło mu się. Chociaż wrzała w nim wściekłość, zachowywał idealny spokój, powstrzymując się przed chęcią roztrzaskania Coldwellowi tej pustej głowy. Wyjął z kieszeni paczkę Marlboro red i podpalił jednego papierosa, głęboko zaciągając się dymem. Wypuszczając dym z ust, spojrzał na Michaela.
 Dlaczego porwał pan Davida?  zapytał spokojnie, krzyżując nogi w kostkach.
 Te zdjęcia to fałszerstwo. Popełniacie poważny błąd!
 Wie pan, co panu powiem? To zdanie słyszałem mnóstwo razy. I w większości przypadków okazywało się, że mamy rację. Tak jest i teraz. Może pan sobie mówić, co tylko zechce. Zdjęcia zostały poddane różnym badaniom przez naszych informatyków. Zanim pan zarzuci im niekompetencje, muszę powiedzieć, że są to wysoko kwalifikowani pracownicy i nie ma tutaj nawet mowy o pomyłce. Więc zapytam się ponownie: dlaczego porwał pan Davida?
 Nie porwałem go. Ktoś mnie wrabia  powtórzył, ale tym razem jego głos zabrzmiał mniej pewnie.
Policjant przyszpilił go wzrokiem, ale nic nie powiedział. Miał czas. Spojrzał w stronę lustra, ale zobaczył tylko swoje odbicie. Jednak doskonale sobie zdawał sprawę, że za szybą jest Cullen i jego partner. Zastanowił się przez chwilę, czy czują taką samą ochotę jak on, by walnąć Coldwellowi stołem w łeb. Cóż, czasami stosowało się radykalne metody przesłuchiwania, jeżeli oskarżony nie chciał współpracować. Gdyby go pierdolnął, nie miałby problemów. Poza tym, nie oszukujmy się: kto zadrze z inspektorem, który jest byłym pracownikiem Mossadu i CIA? Więc jeśli jeszcze pozaprzecza, może mieć złamany nos  w najlepszym wypadku, rzecz jasna.
Minęło kilka minut, podczas których obaj mężczyźni zawzięcie milczeli. Inspektor wtenczas wypalił kolejnego papierosa, udając znudzenie, a oskarżony wyglądał na coraz mniej pewnego siebie. Przygarbił ramiona i co chwilę nerwowo się wiercił na krześle.
 Zacznie pan w końcu mówić, czy mam postawić kolejny zarzut, jakim będzie utrudnianie pracy policji?
 Chcę wezwać adwokata.  Usłyszał w odpowiedzi.
Szczerze powiedziawszy, bardzo to zadowoliło policjanta. Właśnie przyznałeś się do winy, pomyślał Tremain zadowolony.
 Jak pan sobie życzy. Tylko niech pan będzie świadomy, że to wcale nie polepsza pana sprawy. I tak będzie pan musiał odpowiedzieć na pytania. Jeżeli nie przede mną, to przed sądem. Wtedy nawet najlepsi adwokaci pana nie wybronią. Mogę nawet panu zapewnić kilkadziesiąt lat oglądania niewielkiej części świata zza krat. Chwilowo jest pan oskarżony o porwanie i przetrzymywania Davida, o okłamywanie funkcjonariuszy i składanie fałszywych zeznań. Ciekaw jestem, czy dojdą jeszcze jakieś...
 Nie mogłem na to pozwolić  przerwał mu wpół zdania.  Moja córka nie mogła się z nim spotykać! Nie z takim bandziorem!
 W tej chwili jest pan o wiele gorszy od tego chłopaka. Ale proszę mówić dalej, ja chętnie posłucham i inni także.  Machnął ręką, wyjmując z paczki kolejnego papierosa.
 Nie powiem nic, dopóki mój adwokat nie będzie obok mnie.
 Poczekamy.  Inspektor uśmiechnął się lekko i zaciągnął się papierosem.
Miał ochotę zgasić go na jego czole, ale z trudem się powstrzymał. Wpatrywał się przez chwilę w faceta i oczami wyobraźni zobaczył dziurę wypaloną na jego czole. Kusząca propozycja. Jednak takie zachowanie nawet jemu nie uszłoby na sucho. Niestety. Po co komu te pieprzone zasady? Miał ochotę je złamać, ale... siła wyższa.
Do sali wszedł Simon i wręczył Michaelowi jego komórkę, by ten mógł zadzwonić po swojego prawnika. Gdy tylko zakończył rozmowę, urządzenie zostało mu zabrane i znów w pomieszczeniu zostało tylko ich dwóch.
Nick zgasił papierosa w popielniczce, chociaż złożone dłonie Coldwella, które leżały na stoliku, wydawały się niezwykle kuszące. Pokręcił głową, zastanawiając się, skąd w nim takie sadystyczne myśli. Zostawił oskarżonego samego i poszedł do pomieszczenia, służącego jako kuchnia. Zrobił sobie mocną kawę, bo przeczuwał, że bez niej się nie obejdzie. Coldwell był bogaty, więc na pewno jego prawnikiem była jakaś przemądrzała szycha, zarabiająca krocie w ciągu godziny.
I nie mylił się. Gdy siedział znów w sali przesłuchań, Simon wprowadził mężczyznę po czterdziestce, ubranego w szyty na miarę garnitur, z czarną teczką w ręku. Mierzył trochę ponad metr siedemdziesiąt i ciemne blond włosy miał krótko obięte. Był przystojny, w klasycznym znaczeniu tego słowa. Jednak wyraźną dysfunkcją w jego wyglądzie był krzywy nos, co mogło świadczyć tylko o tym, że kiedyś był poważnie złamany. Prawnik świdrował swojego klienta brązowymi oczami, a potem przeniósł je na policjanta.
 Witam. Nazywam się Adam Darknell i reprezentuję pana Coldwella. Chciałbym wiedzieć, dlaczego go tutaj zabraliście.  Jego głos brzmiał szorstko i lodowato.
Wiedziałem, pomyślał inspektor. Bogaty adwokacina, myślący, że może każdym rządzić. Tacy adwokaci są najgorsi. Spokojnie wyjaśnił zarzuty, jakie postawiono Michaelowi, jednocześnie wyjmując z koperty zdjęcia. Od razu go uprzedził, że to nie jest żaden fotomontaż.
 Mój klient nie odpowie na żadne pytania. Wystąpię o uwolnienie go za kaucją.
 Jak pan sobie życzy. Jednak wątpię by prokurator przychylił się do pańskiego wniosku. Istnieje podejrzenie, że David Smith nie żyje. Jeżeli okaże się to prawdą, zabójstwo może być kolejną pozycją na liście zarzutów.
Do niczego w ten sposób nie doszli, bo Darknell nie pozwalał na przesłuchanie swojego klienta i Nickowi coraz trudniej było tłumić w sobie irytację. A walnięcie ich obu stołem bądź krzesłem wydawało się coraz bardziej zachęcającą perspektywą. Na szczęście się powstrzymał. Coldwella przeprowadzono do aresztu tymczasowego, a jego adwokat poszedł do gabinetu prokuratora Gottesmana, by złożyć wniosek o uwolnienie za kaucją. Inspektor doskonale wiedział, że zostanie on odrzucony, bo znał prokuratora już kilka lat.
Gdy tak stał w swoim gabinecie, bez pukania wszedł do niego Cullen, z zaciętą miną. Jak zwykle nie zdradzał żadnych emocji. Nickowi przeszło przez myśl, że jeszcze chyba nie widział, by Cullen się złościł, cieszył, albo coś innego. Zawsze nosił bez emocjonalną maskę.
 Nie poszło dobrze – stwierdził, zamykając za sobą drzwi.  Z Darknellem będą problemy. Reprezentowałem kilku klientów, gdy on był po przeciwnej stronie. Do tego to zarozumiały dupek.
 Zauważyłem.
Tremain westchnął, siadając za dużym i ciemnym biurkiem, z drzewa dębowego, na którym stał laptop firmy HP i wszędzie było mnóstwo papierów, teczek i małych karteczek. Porządek nie należał do jego mocnych stron. Przez chwilę siedział, wpatrując się w ścianę, ale w końcu utkwił wzrok w młodym detektywie.
 Powiedz mi Cullen, skąd miałeś te zdjęcia?
 Przysłano je do mnie pocztą  wyjaśnił, siadając w jednym z foteli, stojących po drugiej stronie biurka.  Na adres biura. Wysłałem kopertę do techników, by zbadali odciski palców, ale wątpię, by cokolwiek znaleźli. Ta sprawa jest bardziej zagmatwana, niż początkowo się wydawało.
Rozmawiali jeszcze z pół godziny i w ciągu tych trzydziestu minut dowiedzieli się, że prokurator Richard Gettesman nie przyjął wniosku i oskarżony miał zostać w areszcie do czasu, gdy sprawa nie zostanie wyjaśniona. Zarówno policjant jak i detektyw, byli zadowoleni z takiego obrotu spraw. Gorzej z adwokatem Darknellem, który wyszedł z gabinetu prokuratora trzaskając drzwiami i rzucając pod nosem wiązankę przekleństw.
Cullen podniósł się z miejsca i zacisnął dłoń na klamce. Na odchodnym poprosił Nicka, by nie dopuścili do samobójstwa Michaela, tak jak w przypadku Jacka Baye'a. W odpowiedzi usłyszał obietnicę, że tak się na pewno nie stanie. Stojąc w windzie, poczuł jak telefon w kieszeni zaczyna wibrować. Na wyświetlaczu zobaczył imię Belli i zmarszczył lekko brwi, ale odebrał bez wahania.
– Edward? – Usłyszał cichy, zachrypnięty głos dziewczyny. Albo mu się wydawało, albo płakała. – Mógłbyś do mnie przyjechać?
Witam : ) Cóż, muszę powiedzieć, że jestem z siebie zadowolona, bo jak na mnie, rozdział udało mi się napisać dość szybko. I muszę przyznać, że pisało mi się go dość przyjemnie. Mam tylko nadzieję, że nic nie spieprzyłam. Miał pojawić się 11 kwietnia, w moje urodziny, ale niestety, nie udało mi się go napisać. Miałam tylko połowę. Ale w końcu jest! Jak widzicie, jest kolejny przełom w sprawie. Tylko pytanie: co dalej?
To ja już nie marudzę i chciałam podziękować za komentarze pod 17 rozdziałem :) No i dziękuję straszakowi od łopaty. Nie wiem co ja bym bez Ciebie zrobiła :)

Pozdrawiam gorąco,
Mrs.Cross! 

4 komentarze:

  1. Super rozdział!!! Ciekawe co się stało Belli... Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz wielki talent.uwielbiam Twojego bloga. Mam nadzieję że wena tak szybko Cię nie opuści.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :)
    No nie spodziewałam się tego. Myślałam, że to może coś bardziej dotyczącego Edwarda - no i przede wszystkim czegoś negatywnego, ktoś mu grozi itd. Ale to... Matko, ojciec Megan to psychopata. Teraz pozostaje tylko pytanie... gdzie jest David? Mam nadzieję, że go znajdą. Żywego.
    Co do Belli... Coś tak czuję, że dziewczyna coś sobie przypomniała. I że te jej wspomnienia mogą jeszcze nieźle namieszać w tej całej sprawie.
    Czekam na kolejny rozdział - może się zacząć od E&B, więc się cieszę xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej :D
    Właśnie się mobilizuję, by ponadrabiać tu i tam, chociaż czytałam już dawno – i to przedpremierowo. Ty mnie tu tak zachwalasz, dedykujesz i co popadnie, a ja znowu nawalam. Ups.
    Wciąż jestem pod wrażeniem, jak Ty to robisz, że prostymi konstrukcjami zdań i opisami, wprowadzasz klimat, którego doszukałam się w niejednym profesjonalnym kryminale. Sam sposób prowadzenia akcji mnie zachwyca i będę to powtarzać tak długo, aż w końcu zrozumiesz, że to prawda. Tym bardzie cieszę się, że mogę pomóc nawet w wyborze piosenki, nie wspominając o tych wszystkich fragmentach, którymi mnie raczysz <3
    Nikt nie podejrzewałby ojca Megan, to jedno jest pewne. Edward jest dobry w tym, co robi i to trzeba mu przyznać. Nie dziwi mnie też rozczarowanie dziewczyny, bo rodzinie zwykle bezgranicznie się ufa. Z drugiej strony, mamy przemyślenia Cullena o Carlisle'u; to zawsze mnie zadziwiało – podejście adoptowanych dzieci do przybranych rodziców. Czasami „obca” osoba potrafi być bliższa od „dawcy genów”, choć i tych nie zawsze da się oszukać. Najważniejsze, że Edward trafił w porę gdzie trzeba i do tej pory jest za to wdzięczny.
    Samo przesłuchanie sporo wnosi, ale to nic w porównaniu z telefonem Belli – jedna linijka, ale wzbudza emocje. Gdyby nie to, że sama tak robię, pewnie w tym momencie bym chciała Cię zatłuc za takie urywanie… Ale to byłaby z mojej strony hipokryzja, prawda? :D
    Lecę dalej, a Ty mi się mobilizuj do 21!

    Twój Straszak od Łopaty :3

    OdpowiedzUsuń