sobota, 30 maja 2015

13. Nie będę myśleć dziś i na jutro to zostawię


Często ponosimy porażki. Chyba nie ma człowieka, który ani razu by jej nie zaznał. Nie ma ludzi, którzy ciągle odnoszą sukcesy. Wiele z nas się tymi porażkami przejmuje. Jednak czy jest sens? Fakt, że dziś coś przegraliśmy, nie znaczy, że jutro niczego nie wygramy. Nie możemy pozwolić, by jedna porażka ciągnęła się za nami przez całe życie, niczym cień. Musimy stawić czoło życiu i kroczyć naprzód, z wysoko uniesioną głową. Każdy następny dzień może być dla nas miłym zaskoczeniem. Oczywiście, rzadko bywa tak, że sukces odniesiemy od razu. Musimy sobie na niego solennie zapracować. Wykazać się przy tym siłą i cierpliwością.
Bo co byśmy w życiu odnieśli, poddając się już po jednej przegranej walce? Zawsze możemy wygrać bitwę.
~*~
Szedł szybko w kierunku dwóch policjantów. Jego przystojna twarz nie była przykryta maską, jak to zwykle bywało. Teraz jego rysy wykrzywiał grymas nie gniewu, lecz wściekłości. A szmaragdowe oczy ze złotymi obwodówkami, zrobiły się niemal całe czarne. W tej chwili Edward Cullen mógłby zabić samym spojrzeniem.
Widać było jak na dłoni, że z każdym jego następnym krokiem, dwoje policjantów coraz bardziej napina mięśnie. Starali się nie okazywać żadnych emocji, jednak nie często im to wychodziło.
 Panie Cullen...  zaczął ten niższy, przełykając ślinę i wysuwając się naprzód.
 Co to ma, kurwa, znaczyć?! – ryknął miedzianowłosy, zatrzymując się przed policjantami. Górował nad obydwoma funkcjonariuszami, przez co czuli się jeszcze bardziej niepewnie.  Jak to, Jack popełnił samobójstwo?! Czy wyście, powariowali?!  Jego głos unosił się w całym komisariacie i niejedna osoba już obserwowała to "widowisko".  Nie przeszukaliście go?!
 Przeszukaliśmy, ale...
 Ale jesteście jełopami i przegapiliście, że ma przy sobie strzykawkę, tak?  Jego głos w tej chwili był cichy i aż za spokojny. To tylko spowodowało, że policjanci spięli się jeszcze bardziej.
 Panie Cullen...  wtrącił się drugi policjant stwierdzając, że może więcej od Cullena, bo ten jest tylko marnym detektywem.  Proszę się w tej chwili uspokoić i uważać na słownictwo. Inaczej będziemy musieli pana aresztować.
 Nie rozśmieszaj mnie Harry. – Obaj policjanci się odwrócili, słysząc głos Nicka  Tremaina. Kroczył w ich stronę z delikatnym uśmiechem.  Za co zamierzacie go aresztować? Bo wytyka wam waszą nieuwagę?  Zatrzymał się, krzyżując ramiona na szerokiej piersi. Chociaż na przystojniej twarzy widniał uśmiech, szare oczy inspektora były jak najbardziej poważne.  Jakim cudem Jack Baye miał przy sobie strzykawkę?
Harry, tak samo jak i jego partner, Mark, wiedzieli, że nie jest najlepiej, skoro do akcji wkroczył Nick Tremain. Był wysoko postawionym policjantem i każdy czuł do niego szacunek oraz respekt.
 Zapewniam, inspektorze, że Jack Baye został przeszukany.
 Przez kogo? Przez ślepego?!  warknął Cullen, mrużąc oczy.
 Nie panie Cullen. Został przeszukany przez jednego z naszych funkcjonariuszy.
 Gdzie on jest?  zapytał Tremain.
 Godzinę temu skończył zmianę  powiedział spokojnie Mark.
 Istnieje możliwość, że któryś ze strażników dał się przekupić?
 Daj spokój, Nick.  Edward spojrzał na swojego kolegę.  Baye nie miał grosza. Sprawdziłem go. Rok temu wyprowadził się z domu, od tamtej pory nigdzie nie pracował, spał w przytułkach dla bezdomnych i zapewne kilka razy tracił świadomość, by stać się innym człowiekiem i zabijać ludzi. Nie stać by go było na przekupienie strażnika bądź policjanta. Po prostu nie został dobrze przeszukany. Czego, możecie być pewni, nie zostawię. Chcę zobaczyć jego ciało.  Ostatnie zdanie powiedział takim tonem, że nikt nie odważył się mu przeciwstawić.
Obok niego szedł Nick, a przed nimi Harry z Markiem. Przez całą drogę do prosektorium, żaden z czterech mężczyzn się nie odezwał. Jedyne co przerywało ciszę, to odgłos kroków. Zjechali windą na najniższe piętro, następnie długim korytarzem, aż w końcu znaleźli się w chłodnym pomieszczeniu. Został sam. Wszyscy trzej policjanci zostali za drzwiami. Być może uznali, że Cullen chce pobyć sam, ale on tego nie potrzebował. Nie był w zażyłych stosunkach z Jackiem. Praktycznie nigdy z nim nie rozmawiał, gdy jeszcze z nimi mieszkał. Nie musiał go opłakiwać czy choćby się z nim żegnać.
Podszedł do stołu, stojącego na środku wysterylizowanego pomieszczenia i uniósł narzutę, którą były okryte zwłoki mężczyzny. Był blady i wyglądał jakby spał. Czyli tak, jak każdy nieboszczyk. Edward odkrył ciało bardziej i w przedramieniu zauważył niewielki ślad po igle. Na jego piersi było kilka blizn, ale żadna świeża, co oznaczało, że ten człowiek nie miał jeszcze przeprowadzonej sekcji zwłok.
Już miał zakryć ciało, gdy coś zwróciło jego uwagę.
 Nick!  zawołał i po chwili do pomieszczenia wszedł inspektor. Pozostała dwójka pozostała na korytarzu.  Pokażę ci coś.  Znalazł jednorazowe rękawiczki i ostrożnie przekręcił ciało na lewy bok.
 Historia kołem się toczy  mruknął policjant.
Od prawej łopatki do barku, na ciele mężczyzny widniał wytatuowany, czerwony wąż. Taki sam, jaki miał David Smith.
~*~
Wrócił do domu praktycznie nad ranem. Po wizycie w prosektorium, zadzwonili po Simona i snuli teorie w gabinecie Nick'a. Jack był człowiekiem, który by muchy nie skrzywdził. Ale ta jego druga wersja to jego totalne przeciwieństwo. Kto mógłby być lepszym kandydatem, by być w takiej sekcie? Gdyby coś się stało, to przecież nie wygada, bo nic nie będzie pamiętał, prawda? Być może ten drugi Jack kontaktował się z nimi, gdy znów miał władzę i dostawał zlecenie.
Dom Smith'ów nadal pozostawał pod obserwacją, ale z tego co się dowiedział, nie ma się do tej pory niczym martwić. Żadnych podejrzanych telefonów czy wizyt. Czuł, że rodzice Davida to ślepa uliczka.
Gdy wchodził na górę, jego matka się przebudziła i wyszła z pokoju Ian'a. Widział jej zatroskane spojrzenie. 
Chociaż nie był jej biologicznym synem, nie wychowywała go od małego, kochała go ponad wszystko i ciągle się o niego martwiła. Esme nie mogła mieć własnych dzieci, ponieważ kilkakrotnie poroniła i to jej odebrało tę możliwość. Długo nie mogła się pozbierać, ale w końcu jej się to udało. Konkretnie wtedy, gdy do jej życia wkroczył zagubiony nastolatek. Oddała mu swoje serce, pokochała jak matka i dołożyła wszelkich starań, by nią zostać w jego oczach.
 Wracaj spać, mamo  powiedział cicho i ucałował kobietę w policzek. Uśmiechnęła się do niego. Nawet nie zdawał sobie sprawy, ile to jedno słowo dla niej znaczyło.
 Co się stało, Edwardzie?  Przeczesała mu włosy, jakby miał siedem lat, a nie dwadzieścia sześć.  Dlaczego musiałeś tak późno jechać na komisariat?
 Porozmawiamy gdy wstanę, dobrze?  Uśmiechnął się lekko.  Naprawdę jestem zmęczony.
Po tych słowach wszedł do swojej sypialni i zasnął praktycznie od razu, nawet nie zdejmował ubrań.

O czternastej wszedł do szpitala, a następnie do sali, w której leżała brunetka z zanikiem pamięci. Gdy tylko otworzył drzwi, dziewczyna wwierciła w niego czekoladowe oczy, w których zabłysnęła ciekawość, ale i... radość? Cóż, najprawdopodobniej był jedyną osobą, która ją odwiedza.
 Dzień dobry panie Cullen  przywitała się, nadal ochrypłym głosem.  Nie sądziłam, że jeszcze pana tu spotkam.
W odpowiedzi tylko się do niej uśmiechnął. Jeśli miał być szczery, nie był tu tylko z detektywistycznej ciekawości. Coś go ciągnęło do tej dziewczyny. Jakaś niewidzialna siła, której nie umiał powstrzymać. Jeszcze.
Ale czy w ogóle tego chciał? Sam musiał się nad tym zastanowić.
 Jak się czujesz?  zapytał, przysuwając do łóżka krzesło, na którym usiadł.
 Wszystko nadal mnie boli  odpowiedziała, cicho wzdychając.  Chciałabym wiedzieć kim jestem. Naprawdę nikomu tego nie życzę. Ciągle się zastanawiam czy miałam rodzinę, przyjaciół, chłopaka. Czy byłam szczęśliwą dziewczyną, czy wręcz przeciwnie.   Zacisnęła dłonie w piąstki, aż pobielały jej knykcie.  Nie wiem skąd jestem. Nie mam pojęcia co lubiłam robić czy jeść. Nie wiem dosłownie nic. A najgorsze jest to, że tak może pozostać do końca mojego życia. – Przy ostatnim zdaniu jej warga zadrżała.
 Spokojnie.  Pochylił się do przodu i wziął ostrożnie jej dłoń w swoją. Ku jego zdziwieniu, sama myśl o tym, że brunetka mogłaby zacząć płakać, go przerażała.  Lekarze dają szanse na odzyskanie pamięci. Musisz tylko cierpliwie czekać.
 Łatwo panu mówić.  Jej drobne ciało przeszył dreszcz.  Nawet nie wiem jak się nazywam. Jak mam na imię.
 Właśnie, jeśli chodzi o twoją tożsamość, będziesz się nazywała Jocelyn Barker. Gdy wyjdziesz ze szpitala, załatwimy pozostałe formalności. I mów mi po imieniu  poprosił.
 Dobrze. I dziękuję  wyszeptała z delikatnym uśmiechem.
Przez następną godzinę "Jocelyn" zadawała mu pytania, a on na nie odpowiadał. Chociaż nie na wszystkie. Niektóre z nich były dla niego wyjątkowo trudne i był jej wdzięczny, że widząc wahanie z jego strony, szybko zadawała kolejne pytanie. W końcu musiał iść, bo miał przecież nierozwiązanych kilka spraw i był umówiony na kilka spotkań. Wyszedł obiecując, że wróci.
I wiedział, że tej obietnicy dotrzyma.
~*~
Życie w Meksyku chwilowo się do niego uśmiechało. Mógł wyjść z domu bez obaw, że za rogiem może czyhać na niego wróg, pragnący jedynie jego śmierci. Znalazł sobie pracę jako kierowca taksówki. Po co mu były jakieś większe fuchy? Pieniędzy miał dużo, poza tym nie potrzebował życia w luksusach. Zwykłe mieszkanie na przedmieściach zdecydowanie mu wystarczało.
Podłożył ręce pod głowę i uśmiechnął się, patrząc jak dziewczyna, którą przed chwilą nieźle przeleciał, zakłada na siebie stanik i majtki. Była niska, miała zielone oczy i rude do pasa, gęste loki. Trzeba jej było przyznać, że była ładna. Do tego młoda, bo dawał jej zaledwie siedemnaście lat, chociaż sama podała, że ma dwadzieścia. Jednak mało go to obchodziło. Wiele osób kłamie na temat swojego wieku.
Żył sobie spokojnie, bez żadnych obaw.
Jednak one ciągle były. Gdzieś, w zakamarkach jego umysłu. I niedługo miały dać o sobie znać. Wkrótce znów miał wieść życie w strachu, że za rogiem czai się śmierć. Jednak jeszcze nie był tego świadomy.
Cześć wam! I kolejny rozdział jest, bez mojego marudzenia! Jak się podobał? Piszcie prawdę! :D Chcieliście Bellę - macie Bellę. Oczywiście z czasem będzie jej coraz więcej, wiadomo. Jednak do wszystkiego wkrótce dojdziemy. Rozdział napisałam w dwa wieczory, co dla mnie jest normalnie nie lada wyczynem. Nie chciałam, abyście znów musieli na niego długo czekać. Też czujecie już wakacje? Bo ja strasznie. A jak słyszę "napiszemy sprawdzian", to mi się niedobrze robi, bo przecież prawie wakacje! A oni co? Nauczyciele nie mają serca :D Przyjaciółki ciągle mnie wyciągają na rowery. W czwartek jak wróciłam to ledwo mogłam chodzić, tak kolana mnie bolały :D
Wiem, że rozdział jest późno, ale dopiero wróciłam z ogniska od kolegi. A, że nie jestem aż za bardzo śpiąca, daję rozdział :) Byłam u ortopedy dziś i zostałam skierowana na rehabilitacje do osteopaty (nie wiedziałam do tej pory, że taki lekarz istnieje :D), więc na razie operacji mogę uniknąć :)
Mam nadzieję, że rozdział się podobał! 
Pozdrawiam gorąco,
s.w.e.e.t.n.e.s.s
Chociaż się zastanawiam, czy nie zmienić nicku na "Mrs.Cross" :D

wtorek, 5 maja 2015

12. Czy to tylko gra?



Bo życie jest jak gra. Ten, kto ma najlepsze karty, ma władzę. A ten, kto dostanie słabe karty, może przegrać. Taki los jest mu przewidziany. Jednak mimo słabego początku, ten gracz może być inteligentny i dzięki sprytowi otrzymać lepsze karty dające mu szansę na jaśniejszą przyszłość. Może się wybić ponad wszystkich, przejmując władzę, a najlepszy gracz –  być pozbawiony bystrości i mimo dobrego startu na koniec popaść w ruinę.
On?
W pierwszym rozdaniu jego karty były fatalne. Jednak mimo trudnej gry nie poddawał się. Był słaby, ale jednak silny. Ciągle walczył i bardzo długo był najgorszym graczem. Aż w końcu los postanowił się do niego uśmiechnąć i dostał lepsze rozdanie, jego gra od razu też stała się lepsza, wybił się ponad wielu dobrych graczy. Stał się dobrym i szanowanym przeciwnikiem.
Ona?
Jego totalne przeciwieństwo. Los od początku jej sprzyjał, otrzymywała zadowalające karty, każde rozdanie było dobre. Może i nie była najlepszą zawodniczką, ale nie była też złą. Miała dużo inteligencji i sprytu. Jednak coś poszło nie tak. Jedna mała nieuwaga kosztowała ją upadek, stoczenie się na sam dół.
~*~
Do domu weszło póki co dwóch policjantów. Edward ich znał i lubił. Byli naprawdę w porządku i w przeciwieństwie do niektórych, poważnie podchodzili do swojej pracy. Do zabójstw czy kradzieży telefonów. Niczego nie odkładali na bok. Właśnie dlatego ich polubił. Nie uważali się też za lepszych od innych. Podszedł do nich i uścisnął ich dłonie.
– Cullen, dlaczego ja nie jestem zdziwiony, że tu jesteś? – zapytał Nick.
Był wysoki i na pewno niejedna kobieta oglądała się za nim na ulicy. Kruczoczarne włosy i bystre, szare oczy. Miał szerokie ramiona i niewątpliwie dużo ćwiczył. Był inspektorem, czyli kimś wysoko postawionym i dawniej pracował dla Mossadu, a potem dla Firmy, ale w CIA przepracował tylko rok. Potem właśnie wstąpił do policji. Edward nie rozumiał, czemu tak postąpił, ale w to nie wnikał.
– Zawsze przed wami, Nick – powiedział miedzianowłosy z nikłym uśmiechem - Ja się zajmę pokojem młodego Smitha.
– Odbierasz nam robotę. – Inspektor pokręcił głową rozbawiony. – Simon, idź pokazać nakaz.
Simon natomiast był nieco niższy od Nicka, o jakieś pięć centymetrów. Miał zielone oczy, a jego brązowe włosy w niektórych miejscach już posiwiały. Jednakże jemu też nie poskąpiono urody. Z tego co Edward wiedział, Simon był już po dwóch rozwodach i miał trójkę dzieci. Komisarz, chociaż wyglądał na człowieka ponurego, miał niezwykłe poczucie humoru i ciężko było go nie lubić. Poprawił pas i wyjął kartkę z kieszeni.
– Dlaczego to zawsze ja mam gadać, Nick? – Uniósł brwi.
– Bo ty nigdy nie przejmujesz się tym, co ludzie gadają. A ja, sam wiesz... – Inspektor wzruszył ramionami.
– Spierdalaj – mruknął i poszedł do państwa Smith.
Edward obrócił się i zobaczył jak uśmiechnięty Simon wręcza nakaz blondynowi, który ze złości zrobił się czerwony. Zaczął wrzeszczeć i wymachiwać rękami, jednak komisarz coś mu spokojnie powiedział i od razu przestał. Młody detektyw zastanowił się, czym policjant mu w tej chwili pogroził.
– Cullen, możesz mi powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi? – zapytał Nick, stając z nim ramię w ramię i żując, jak zawsze, wykałaczkę.
– Chodź – rzucił tylko i ruszył po schodach na górę.
Bez problemu odnaleźli pokój Davida. Na półkach były statuetki z wygranych turniejów. Na ścianach plakaty ulubionych piłkarzy. Biurko, a na nim laptop firmy Apple. Zwykły pokój, niczym się nie wyróżniający.
– Nie rozumiem jednego. Dlaczego dom z wierzchu wygląda jak jakaś rudera, a w środku jak z innego świata? – Inspektor przeszedł przez pokój i stanął przy oknie. – Wyjaśnisz mi to?
– Nie jestem pewien, ale uważam, że to jest przykrywka czy coś w tym rodzaju. Zajmują się brudnymi interesami i pławią się w luksusach, bo mają przez to dużo kasy. Ale skoro ktoś ma dużo kasy, nie zamieszkałby na takim zadupiu.
– To może być dobre. – Policjant westchnął. – Ale niekoniecznie. Chociaż innej teorii w tej chwili nie mam. No więc? O co chodzi z tym synkiem?
– Słyszałeś o zaginięciu Megan Coldwell, prawda? – zapytał, wysuwając pierwszą szufladę komody.
– Tak. A kto nie słyszał? Moja córka chodziła z nią do szkoły. Słyszałem też opinie na jej temat. Grzeczna, pilna, dobrze się uczy, nie sprawia żadnych kłopotów. Najpierw dali tę sprawę na policję, ale ci idioci się tym nie przejęli, więc trafiła w twoje ręce.
– Wszystko się zgadza. Kilka dni temu była u mnie policja i przyniosła mi telefon Megan. Stacy, moja asystentka, uzyskała do niego dostęp i znalazła wiadomości. Dziewczyna miała spotkać się z Davidem, ale ten się nie zjawił. I były też jej zdjęcia. Co więcej, chłopak miał wytatuowany znak jakiejś sekty, przynajmniej tak twierdzi Stacy. I on też zaginął. – Zamknął szufladę i się odwrócił.
– Znak sekty? Jaki? – Policjant zmarszczył brwi i wtedy do pokoju wszedł Simon.
– Romansujecie beze mnie? Ładnie to tak? – Usiadł na łóżku. – O co chodzi? Słyszałem tylko, że mówicie o jakiejś sekcie i znaku.
– To był chyba wąż – odpowiedział, przeczesując włosy.
Policjanci popatrzyli po sobie, a potem Nick wyjął telefon i po chwili pokazał mu zdjęcie. Taki sam tatuaż, jaki widział na ramieniu Davida.
– Taki sam? – zapytał, na co Cullen kiwnął tylko głową. W pokoju przez chwilę panowała cisza, którą przerwał Nick. – Wiem, że nie bawisz się w współpracę z glinami, ale co powiesz na współpracę ze mną i Simonem? Mamy dużo kontaktów i wiele możliwości. Mossad, CIA, FBI. A powiem krótko, ten twój chłopak wpakował się w niezłe gówno.
– Co masz przez to na myśli? – Edward zmarszczył brwi, nie do końca rozumiejąc, o co chodzi. Aż takie gówno, że potrzebne są kontakty z Mossadu czy Firmy? – Wiecie coś na temat tej sekty?
– Nie powiedziałbym, że to sekta. – Inspektor pokręcił głową. – Jest to raczej grupa, która zajmuje się różnymi "działalnościami".
Tu w powietrzu nakreślił cudzysłów.
– Narkotyki, przemyt broni, antyków, a nawet morderstwa czy płatne morderstwa. Oni są od wszystkiego – kontynuował i zaczął chodzić po pokoju. Wyrzucił wykałaczkę i wyjął z portfela drugą, a potem włożył ją do ust. – Jeśli wkroczysz w to bagno, nie ma z niego wyjścia. Jeśli chcesz odejść, to odejdziesz. – Zatrzymał się i spojrzał na Edwarda. – Ale z tego świata..
Miedzianowłosy zastanowił się chwilę nad słowami policjanta, a w jego głowie utworzyła się nowa teoria, dająca nieco światła na tę całą sprawę.
– Więc w takim razie istnieje możliwość, że David chciał z tego wyjść – zaczął się zastanawiać na głos. – Albo nawet kazała mu zrobić to Megan. Ta grupa go porwała albo zabiła. – Przeczesał włosy. – A Megan zaczęła go szukać. Być może David coś jej powiedział na ten temat i wiedziała dokąd ma iść.
– To jest całkiem prawdopodobne. Pozostaje nam ich znaleźć. I modlić się, aby jeszcze żyli.
– W takim razie zgoda – powiedział detektyw, patrząc przy tym znajomemu w oczy. – Będziemy współpracować.
~*~
Po syna pojechał przed dwudziestą. Żałował, że jego praca nie skończyła się wcześniej, bo nienawidził, gdy zaniedbywał synka. Wiedział, że mały lubi spędzać z nim czas. On sam też to lubi. Ian jest jego opoką, jego całym światem.
Usiadł w fotelu, w pokoju synka, ze szklaneczką złotego płynu. Patrzył na śpiącego chłopca i przez chwilę zastanawiał się, co by zrobił, gdyby to jego syn zaginął, tak jak syn państwa Smith. Odpowiedź była banalnie prosta. Poruszyłby niebo i ziemię, szukałby go dzień i noc. Jednak miał nadzieję i naprawdę głęboko w to wierzył, że jego synkowi nic nigdy się nie stanie. A on już się o to postara.
– Tatusiu? – Usłyszał cichy szept synka, lecz ten leżał z zamkniętymi oczkami.
– Jestem tu, kochanie. – Odstawił szklankę i położył się ostrożnie na łóżku obok chłopca. – Jestem przy tobie – szepnął, przyciskając usta do jego czółka. Wtedy mały otworzył oczy i spojrzał zaspany na swojego tatę.
– Cekałem na ciebie. Ale byłem smencony, bo z Chappiem się bafiłem – powiedział, ziewając.
– Chappiem? – Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie. – A dziś rano był to jeszcze Bo.
– Ale smieniłem sdanie na ten temat. Chappie tes mose być, plawda, tato?
– Może być każde imię, jakie tylko chcesz, Ian. – Poprawił kołderkę. – A Chappie jest jak najbardziej dobre.
– Kiedy snóf pójdziemy na lody? – zapytał cicho, wtulając się w ojca. Ten otoczył go ramionami i zamknął oczy.
– Jutro, kochanie. A teraz śpij grzecznie, dobrze? Musisz nabrać sił po zabawie z Chappiem.
– Doblanoc.
Miedzianowłosy leżał tak przez chwilę i prawie sam przysypiał, kiedy poczuł w kieszeni wibracje telefonu. Wyszedł z pokoju, aby rozmową nie obudzić Ian'a. Stanął na korytarzu i spojrzał na wyświetlacz. Zastrzeżony. Jak zwykle, pomyślał. Przesunął palcem po ekranie i przycisnął telefon do ucha.
– Edward Cullen, słucham – powiedział, idąc w kierunku swojej sypialni.
– Panie Cullen... – Usłyszał głos policjanta, który przyniósł mu telefon Megan. Wiedział już, że jeśli ten idiota dzwoni, to tyczy się to Jacka.
– Coś się stało z Jack'iem? – zapytał od razu i w odpowiedzi usłyszał ciche westchnięcie policjanta.
– Niestety. Przed chwilą znaleziono go martwego.
~*~
Nie mógł sobie z tym poradzić. Wiedział, że jest złym człowiekiem, chociaż tak naprawdę tego nie chciał. To wszystko było przez jego drugą osobowość. Przez tą gorszą część jego, która się wyłaniała w najmniej oczekiwanych momentach. Nie mógł ani nie chciał takiego życia. Był świadom, że być może kiedyś to się skończy. Ale kiedy? I ile jeszcze krzywd wyrządzi? To go przerastało.

Dlatego wybrał najprostszą drogę ucieczki od tego całego bagna: śmierć.
Cześć wszystkim! :D Przybywam do was z nowym rozdziałem, po krótkim kryzysie. Ale Nessa dała mi, powiedzmy, mentalnego kopa w tyłek i postanowiłam wziąć się w garść, napisać nowy rozdział i bloga d o k o ń c z y ć. Tak samo jak CM Pattzy i Lilka24Zero usuwania. Ogłaszam to uroczyście :D A gdybym zaczęła znowu marudzić, to możecie mnie uderzyć, czy coś xD  No więc, pozostało mi tylko czekać na wasze szczere opinie. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał :) Gdybym jednak coś sknociła - piszcie.


Pozdrawiam gorąco,
s.w.e.e.t.n.e.s.s