sobota, 11 kwietnia 2015

11. Wydaje ci się, że śnisz


W naszym życiu pojawia się nadzieja na lepsze. Krok po kroku zachodzą w nim niewielkie zmiany. Nasz umysł podsuwa nam różne scenariusze tego, jak może być za kilka dni, a my zaczynamy marzyć, aby tak właśnie było. Jakaś niewielka część nas przeczuwa, że ta nadzieja okaże się po jakimś czasie, krótkim czy też nie, płonna.
Poznajemy kogoś. Początkowo ta osoba nie znaczy dla nas wiele, ale stopniowo się to zmienia. Zaczyna nam na tej osobie zależeć coraz bardziej, choć nie zawsze musimy być tego świadomi. Przyłapujemy się na tym, że ciągle o niej myślimy, a nadzieje ciągle się zwiększają. Spędzacie razem czas, rozumiecie się bez słów. Cieszysz się, bo macie wiele wspólnych tematów, wiele wspólnych zainteresowań.
Jest cudownie.
Aż tu nagle wszystko się sypie. To, co było piękne, jest już tylko miłymi wspomnieniami. Z jednej strony bliskimi, a z drugiej tak bardzo odległymi. Szansa na lepsze przepadła. Na kolejną, o ile w ogóle się pojawi, będziesz musiał sobie poczekać.
Być może słyszysz "Zostańmy przyjaciółmi". Tak naprawdę to najgorsze, co możesz usłyszeć. I to sprawi ci ból, ale da też nauczkę, aby nie robić sobie przedwcześnie nadziei. Aby na przyszłość być ostrożniejszym.
I przede wszystkim: będziesz świadom tego, że piękne są tylko początki.
~*~
Widząc te wszystkie domy, nie chciałbyś wejść do żadnego z nich. Wyblakłe i brudne ściany. W drewnianych domach deski były stare i w niektórych miejscach zaatakowane przez korniki. Zdarzało się, że w miejscu wybitej szyby był kawałek jakiejś szmaty, tektury lub kartonu. Firanki w oknach miały już swoje lata i być może kiedyś były koloru białego. Ich obecny stan pozwalał jedynie na domysły. Często na domach można było zobaczyć graffiti. Estetyczniejsze lub mniej. W co drugim budynku przeciekał dach.
Tylko nieliczni się tutaj zapuszczali. To była okolica biednych lub niebezpiecznych ludzi. Ktoś o zdrowych zmysłach nigdy by tutaj nie przyszedł.
Więc co w takiej okolicy robił zielonooki chłopczyk o miedzianych włoskach? Na pierwszy rzut oka było widać, że jest przerażony. Przytulał do siebie mocno brudną maskotkę, jakby ktoś mógłby chcieć mu ją wyrwać, i co chwilę wycierał zapłakaną twarz za pomocą zbyt długiego, podartego i oczywiście brudnego rękawu bluzy. Oglądał się wokół i słysząc nawet najmniejszy szelest, wzdrygał się ze strachu.
– Mamusiu?! – wołał zachrypniętym głosem. – Mamusiu! Mamusiu!
Był bardzo głodny, a nie jadł jeszcze nic tego dnia, z kolei słońce powoli zbliżało się ku zachodowi. Do szafek nie sięgał, bo był za niski, ale wątpliwe, aby coś w nich było. W lodówce leżał tylko stary ser.
Krążył tak po ulicach nie wiadomo jak długo, potrącany przez ludzi. Przez niektórych przypadkowo, przez innych nie. Kilka razy nawet się przewrócił, zdzierając skórę na dłoniach, a nawet na twarzy. Wszystko zależało od siły popchnięcia. Jego spodnie były jeszcze bardziej porwane, a on sam był mocno przemarznięty. Jednak mamusi nie znalazł.
Droga powrotna zajęła mu trochę czasu, co tylko spotęgowało jego głód i zmęczenie. Wchodząc do mieszkania, zauważył na wieszaku kurtkę swojej rodzicielki. Już miał zawołać "mamusiu!", ale wtedy usłyszał jej krzyk pełen bólu i szloch, a potem szyderczy śmiech mężczyzny. Już wiedział, że musi jak najszybciej uciekać, by bronić siebie.

– Edwardzie? – Drgnął ledwie zauważalnie, czując dotyk na lewym ramieniu. – Stało się coś? Strasznie zbladłeś.
Spojrzał na Stacy i jedyne, co wyczytał z jej twarzy, to czysta troska. W końcu się przyjaźnili. To logiczne, że przyjaciele się o siebie troszczą. Szczególnie gdy jedno z nich uchyla drzwi i wpuszcza do swojej głowy przykre wspomnienia.
Stacy, chociaż znali się długo, nie znała przeszłości swojego pracodawcy. Wiedziała jednak, że to nie jest coś, do czego Edward chętnie by powracał myślami. Domyśliła się tego po tym, że nie opowiadał o niczym, co się działo, zanim zamieszkał z Cullenami. Ludzie mają go za bezwzględnego człowieka, który nie ma uczuć, ale ona wie, jaka jest prawda. To tylko jego maska. Tak naprawdę ten nieziemsko przystojny mężczyzna wiele w swoim życiu przeszedł i wiele wycierpiał. Nie oceniajmy ludzi po pozorach, tak samo nie oceniajmy książki po okładce.
– Wszystko w porządku – powiedział po kilku chwilach, nie ujawniając żadnych emocji. Już dawno nauczył się ukrywać swoje uczucia.
– Skoro tak mówisz, to niech będzie, że ci wierzę – mruknęła i znów skierowała swoje spojrzenie na dom państwa Smith.
Nic dziwnego, że chłopak, który wychował się w takim domu, w takim środowisku, trafił do więzienia. Być może Edwarda spotkałby taki sam los, gdyby nie poznał Carlisle'a Cullena. Miedzianowłosy miał głęboką nadzieję, że ta wizyta da jakiś nowy trop w sprawie Megan i że już niedługo ją odnajdzie. Inaczej wizyta na starych śmieciach okaże się bezsensowna i jedyne, co uzyska przez przyjechanie tutaj, to koszmary senne, a był pewien, że bez nich dziś się nie obędzie.
Weszli po drewnianej werandzie, która w proteście głośno zaskrzypiała. Zapukał lekko do drzwi. Gdyby zrobił to mocniej, mogłyby się rozlecieć. Tak jak wszystko w promieniu co najmniej kilometra.
Otworzyła im młoda i elegancka kobieta, która w ogóle nie pasowała do tej okolicy. W środku spodziewali się zastać takie ruiny jak na zewnątrz, lecz spotkało ich kolejne rozczarowanie. Pomieszczenia były nowoczesne i gustownie urządzone. Przechodząc przez próg tego domu, miał wrażenie, jakby wkroczył do innego świata.
– Dzień dobry. – Kobieta obdarowała ich czarującym uśmiechem i gestem ręki pokazała, aby weszli do środka. – Mąż czeka na was w salonie.
Weszli do przestronnego pomieszczenia, gdzie można było zauważyć duży przepych. Skórzane kanapy, drogie obrazy, telewizor mający co najmniej pięćdziesiąt cali. Jednak to nie przepych i bogactwo spowodowało, że jego mięśnie się napięły, jakby oczekując na atak. Taką reakcję spowodował mężczyzna siedzący na fotelu ze szklaneczką zapełnioną złotawym płynem.
Blond włosy związane w kitkę, brązowe oczy, które patrzyły na niego z wyższością. Ubrany w czarne spodnie i tego samego koloru koszulę. A na dodatek tak cholernie podobny do swojego ojca, który nadal ogląda świat przez kraty w więziennych oknach. W końcu Edward sam mu taki luksus zapewnił. Dużo powrotów do przeszłości.
Podszedł powoli do kominka, gdzie stało zdjęcie Davida obejmującego czule Megan.
– Długo państwo ją znali? – zapytał i odwrócił się w stronę małżeństwa.
– David przyprowadził ją do domu jakieś... trzy miesiące temu? – Pani Smith złapała męża za rękę i usiadła na kanapie. – Przychodziła bardzo często i była naprawdę bardzo miłą dziewczyną. Do tego pomocną. – Kobieta uśmiechnęła się lekko, ale ten uśmiech szybko znikł. - Nie rozumiem, co mogło się stać. Nie sądzę, żeby miała jakichś wrogów.
– Ja także nie – dodał jej mąż i odstawił szklaneczkę na stolik. – Jest tak, jak mówi moja żona. Megan nie mogła mieć wrogów. Wszyscy ją lubili. A nasz syn ją kochał.
– W porządku, rozumiem. – Kiwnął głową. Każdy mówi to samo. Dziewczyna bez żadnych wad. Spojrzał blondynowi w oczy. – A państwa syn? Siedział w więzieniu za pobicie kolegi. Mieszkacie w niebezpiecznej okolicy. Być może narobił sobie wrogów, którzy chcąc się na nim odegrać, wykorzystali do tego jego dziewczynę, co? Albo nawet sam zrobił jej krzywdę?
– Nie! – Mężczyzna zerwał się gwałtownie z miejsca i podszedł do Edwarda, patrząc na niego wściekle i zaciskając ręce w pięści, jednak to nie wystraszyło miedzianowłosego ani trochę. – Nasz syn pobił tego chłopaka, ale to dobry dzieciak!
– Nie nazwałbym go tak, skoro prawie zabił swojego kolegę, panie Smith. A może państwo wiecie, co David zrobił Megan, tylko go kryjecie?
– Proszę opuścić mój dom, zanim komuś stanie się krzywda! – To również nie wzbudziło w Edwardzie ani odrobiny lęku. Nadal stał spokojnie. Nie wątpił w to, że mężczyzna może być silny i dobry jeśli chodzi o walkę wręcz. Jednak Edward znał również swoje siły i możliwości.
W tej chwili usłyszeli warkot silników i Stacy stanęła przed swoim szefem, pokazując papiery.
– Przykro mi, panie Smith. Mamy nakaz przeszukania całej posiadłości. Policja właśnie przyjechała.
~*~
Leżała, nieco otępiała przez leki przeciwbólowe, i patrzyła się na szpitalne ściany. Próbowała co chwilę zmusić swój umysł do przypomnienia sobie jakichkolwiek momentów z życia, ale takie próby powodowały u niej tylko coraz silniejszy ból głowy. Drzwi, za którymi były jej wspomnienia, zostały zamknięte, a klucz do nich gdzieś zaginął. Być może kiedyś je otworzy. Może nie od razu na oścież, ale co jakiś czas trochę, wydobywając z nich powoli fragmenty swojego życia.
Jej myśli zrobiły nieoczekiwany zwrot i skupiły się na przystojnym mężczyźnie, który był u niej kilka godzin wcześniej. Zamknęła oczy, przypominając sobie jego wygląd najlepiej jak potrafiła.

W końcu zasnęła, śniąc o Edwardzie Cullenie, a szczególnie o jego zielonych oczach.
Witam! Widzicie, jaka jestem słowna? :) Mówiłam, że rozdział będzie na 11 kwietnia i jest. Ta data wybrana została nie bez powodu. Kończę dziś 18 lat. Wiem, stara już jestem :D Ale o tym już nie gadam :D Mam nadzieję, że rozdział się podobał i nic nie pomieszałam za bardzo :) Jeśli uważacie, że jest do niczego, też piszcie :D Niestety, ale nie wiem kiedy kolejna notka. Szkoła mnie dobija, moja jedna z koleżanek też i ostatnio ciągle mam podły humor. No nic, to już na tyle :)
Proszę o szczere komentarze pod rozdziałem :) One naprawdę potrafią człowieka zmobilizować i poprawić mu humor :D 


Pozdrawiam,
s.w.e.e.t.n.e.s.s