wtorek, 29 marca 2016

17. Komuś stanie się krzywda


Dążąc uparcie do rozwikłania tajemnic, w końcu poznajesz prawdę. Jednak człowiek musi być obdarzony w jedną, bardzo ważną cechę: cierpliwość.
Bez niej nie zdziała zupełnie nic.
Nie jednemu zbrakło cierpliwości w środku podróży, bo nie miał wyjaśnienia. A to wcale nie oznacza, że go nie ma. Po prostu ciężko je znaleźć.
~*~
David Horne siedział w swoim mieszkaniu, w Meksyku z piwem w prawej dłoni, a lewej trzymał pilot od wielkiego, plazmowego telewizora, stojącego na małej szafce na wprost kanapy. Zaczynając tutaj nowe życie, okłamywał sam siebie, że będzie ono zwykłe i nudne, bo jest już za stary na kontynuowanie poprzedniego życia.
Wczoraj zabił już pierwszego człowieka, wsadzając mu lufę pistoletu do ust i nacisnął spust. Chciał od niego kupić narkotyki, dobre narkotyki. A ten mały frajer zamiast konkretnego towaru przyniósł mu jakiś szajs, za który nie dałby złamanego grosza. Potem jeszcze próbował go oszukać. David nie miał już takiej cierpliwości jak kiedyś, więc go zastrzelił.
Nie warto zadzierać z Horne'm.
Zastanawiał się co jakiś czas nad tą małą suką, którą miał zabić Ciekawe czy mu się udało. Na bieżąco przeglądał materiały w internecie, prasie czy internecie. Nie było nic o zastrzelonej dziewczynie, ani nawet o dziewczynie z raną postrzałową. Nie wiedział co o tym sądzić. Wiedział jednak tyle, że nie ma się już o co martwić, bo ten skurwiel go nie znajdzie.
Podczas pobytu w Meksyku pogrzebał trochę tu i tam. Dowiedział się trochę na temat swojego "pracodawcy". Był młodym człowiekiem i studiował na Yale. Ale nikt nie znał powodu, dlaczego w wieku dwudziestu lat, czyli siedem lat temu, rzucił studia. Ławo się też dowiedział, że młodziak był dobrym studentem prawa.
Więcej się już nie dowiedział.
Gdy przeskakiwał z kanału na kanał, zobaczył zdjęcie ładniutkiej dziewczyny, o czarnych, prostych włosach do ramion. Miała piwne oczy i pełne, różowe wargi. Napis pod zdjęciem głosił "CZTERNASTOLETNIA MEGAN COLDWELL ODNALEZIONA".
Coldwell. Znał to nazwisko. Ale jeszcze nie mógł sobie przypomnieć skąd.
~*~
Siedział w swoim gabinecie, a za nim pracowała drukarka, z której wychodziły potrzebne mu materiały. Na jego wargach gościł delikatny uśmiech. Już się nie mógł doczekać tego, co potoczy się dalej. Upewnił się, że żaden ślad nie prowadzi do niego. Spalił za sobą wszystkie mosty. Nic do niego nie prowadziło. Nie było żadnych dowodów świadczących o jego winie.
Gdy materiały były już gotowe, wyjął je z drukarki i przejrzał z uśmiechem satysfakcji.
 Ciekawe jak sobie z tym poradzisz, skurwielu  mruknął pod nosem, chowając to do brązowej koperty formatu A4. Na jej wierzchu, czarnym mazakiem, napisał: "Edward Cullen", a pod spodem adres jego kancelarii.
Następnym jego ruchem było wysłanie młodego chłopaka na pocztę z kopertą dla detektywa. Miał nadzieję, że spodoba mu się prezent.
~*~
Następny dzień zaczęła od porządnego śniadania. To był pierwszy raz odkąd się wyspała. Łóżka szpitalnego nie mogła zaliczyć do najprzyjemniejszych. Do tego jedzenie. O tym to lepiej nawet nie wspominać.
Ogólnie, już wiedziała, że szpital to nie jest miejsce, za którym by przepadała. Tam wszystko kojarzyło się jej ze śmiercią i cierpieniem. Nawet zapach. Był taki... specyficzny.
Pobyt w domku Edwarda pomagał jej się odprężyć. I może właśnie dlatego przypomniała sobie pewien, nic nieznaczący, fragment z "dawnego" życia. Może to ten spokój i aura miejsca wpływa na nią tak pozytywnie? Wspomnienie zbierania jabłek w wielkim sadzie nie jest czymś wielkim. Jednak dzięki temu odzyskała nadzieję, że powróci jej pamięć, że będzie miała świadomość kim tak naprawdę jest.
Musiała przyznać sama przed sobą, że to ją też przerażało. Co jeśli była podłą osobą? Jeśli krzywdziła ludzi? Wtedy lepiej byłoby dla niej samej pozostać z dziurą w pamięci do końca dni. 
Jednak życie w ciągłej nieświadomości też nie było przyjemną perspektywą. Pozostawała jej tylko nadzieja, że w przeszłości była dobrym człowiekiem. Jeśli nie odzyska pamięci, do końca życia będą ją dręczyły pytania typu: "Kim jestem?"; "Jaka byłam?".
Nie mogła się oprzeć pokusie i zjadła śniadanie na tarasie ubrana w piżamę. Widoki były cudowne za dnia, jak i o każdej innej porze. W tym miejscu była jakaś magia. Jeden dzień jej wystarczył, by poczuła się lepiej, by się odprężyła i przestała dręczyć tym, że nie wie nic.
 Co będzie, to będzie  powiedziała sama do siebie, przysuwając kubek do ust i zrobiła niewielki łyk białej kawy.
Tak. Tego zamierzała się trzymać.
~*~
Spodziewał się, że drzwi otworzy mu Michael, dlatego nie krył zdziwienia gdy po drugiej stronie drzwi ujrzał dziewczynę, która mierzyła jakieś metr pięćdziesiąt sześć, o czarnych włosach, związanych w niedbałego kucyka, i piwnych oczach. Na lewym policzku miała dużego siniaka, a na twarzy jak i na szyi mnóstwo zadrapań.
 Pan Cullen.  Jej głos był cichy i lekko chrapliwy.  Proszę wejść.
Odsunęła się, a on przestąpił próg domu.
 Zgadza się.  Kiwnął głową.  Jesteś sama?  zapytał.
 Nie. Mama jest w salonie. A tata gdzieś pojechał.
Jak na zawołanie, dołączyła do nich elegancko ubrana kobieta, o piwnych oczach i brązowych włosach, sięgających jej do pasa. Była strasznie wychodzona, a na jej twarzy malowało się zmęczenie. Nie było wątpliwości co do tego, że wiele cierpiała z powodu nieobecności córki i wiele nieprzespanych nocy miała za sobą. Przywitała się z nim, kiwając głową i zaproponowała coś do picia, jednak Edward odmówił. Goszczenie się nie było celem jego wizyty.
 Chciałbym porozmawiać z Megan.
 Oczywiście. Ale będę obecna przy tej wizycie. Moja córka wiele przeszła i nie będzie jej pan przemęczał.
 Nie mam takiego zamiaru, pani Coldwell  zapewnił, przechodząc z nimi do salonu.  Chcę tylko pomóc  dodał, siadając w jasnym, wygodnym fotelu.
Cały salon był urządzony w stylu prowansalskim i dało się tu wyczuć kobiecą rękę. Pomieszczenie było przytulne, na parapetach jak i w różnych zakątkach salonu stały kwiaty, a na kominku, stoliku do kawy i na ścianach było mnóstwo rodzinnych zdjęć. Edward miał wątpliwości, by to Michael preferował taki styl.
 Megan, mogłabyś mi powiedzieć, co się wydarzyło?  Utkwił spojrzenie zielonych oczu w nastolatce, która wyglądała na przestraszoną.
 Miałam się spotkać z Davidem - zaczęła, rzucając matce krótkie spojrzenie.  Ale on nie przyszedł. Pisałam do niego, dzwoniłam.  Pokręciła głową i zacisnęła drżące dłonie na kolanach.  Wracałam już do domu, miałam słuchawki w uszach, więc nie słyszałam tego samochodu. Ktoś...  urwała i zamknęła oczy.
Edward siedział cierpliwie, nie odzywając się ani słowem. Wiedział, że nastolatka wiele przeszła i nie zamierzał wyciągać od niej informacji na siłę, bo to nie skończy się niczym dobry. Zacznie tylko płakać i przestanie z nim rozmawiać, a do tego jej matka wyrzuci go z domu. Tego ostatniego był pewien.
Kobiety nie są wcale takim słabym ogniwem jakby mogło się wydawać. One potrafią być silniejsze od mężczyzn. Szczególnie, gdy chronią swoje dzieci. Nie bez powodu porównuje się je do lwicy, chroniącej swoje małe.
Minęło kilka minut, podczas których nikt się nie odezwał, aż w końcu Megan postanowiła kontynuować:
 Poczułam przy ustach jakiś materiał, który tak dziwnie pachniał i po jakimś czasie straciłam przytomność, albo raczej zasnęłam. Potem jak się obudziłam... było mi bardzo zimno. I byłam w jakiejś metalowej skrzyni.  Spojrzała na swoją matkę ze łzami w oczach, a ta objęła ją opiekuńczo ramionami.  Nie pamiętam za wiele. Ciągle ktoś mi coś wstrzykiwał.
 Pamiętasz kogokolwiek?  zapytał, na co nastolatka pokręciła głową.
 Nie. Gdy ktoś przychodził, mieli czarne kominiarki. A gdy mnie odwozili do domu, podali mi zastrzyk, po którym straciłam świadomość.  Posłała mu błagalne spojrzenie.  Czy... Czy odnajdzie pan Davida?  zapytała z nadzieją.
 Postaram się, Megan  obiecał i wyjął z teczki dwa portrety pamięciowe, które uzyskał dzięki Erickowi Smith'owi.  Znasz któregoś z nich? Albo chociażby któregoś kojarzysz?
Nastolatka wzięła niepewnie dwie kartki formatu A4 i przygryzła przeciętą wargę, marszcząc jednocześnie brwi.
 Nie, przykro mi.  Pokręciła głową, a Edward westchnął i schował kartki do teczki, by wyjąć z niej zdjęcie tatuażu. - To powinnaś kojarzyć.
Jeden należał do Davida, drugi do nieżyjącego już Jacka.
 To symbol tej grupy, do której należał - odezwała się w końcu.  David obiecał, że z tego wszystkiego się wyrwie.
 Opowiedz mi wszystko co wiesz o tej grupie  powiedział, pochylając się do przodu i oparł łokcie o kolana.
 Nie wiem zbyt dużo. Często wyjeżdżał za granicę i przewoził jakieś tajne paczki. Z tego co wiem, jechał z pieniędzmi, a wracał z narkotykami, papierosami bądź bronią. Chciał to rzucić, dla mnie, ale gdy to powiedział, strasznie go pobili. Naprawdę się o niego martwiłam. Wiem też, że nigdy nie miał styczności ze swoim szefem, ale i tak się go bał. Podobno był nieobliczalny i każdy jego pracownik chodził jak mu zagrał. David miał drugi telefon, na kartę, poprzez który się z nim komunikowali i wyznaczali miejsce spotkań. Nie były to jakieś zaciszne miejsca. Kawiarnie, park, coś w tym stylu. Więcej nie wiem, panie Cullen  westchnęła cicho.  Niech pan go odnajdzie.
Po kilku minutach opuścił rodzinę Coldwell'ów. Nie dowiedział się wiele, ale lepszy rydz niż nic, nieprawdaż?

Pojechał do swoich rodziców, odebrał od nich Iana i kierowany jakimś dziwnym, aczkolwiek niezrozumiałym, instynktem, pojechał z synkiem do swojego domu nad jeziorem. Zastali Bellę siedzącą na pomoście i wpatrującą się w spokojną taflę jeziora. Na dźwięk samochodowego silnika odwróciła głowę, a jej twarz ozdobił szeroki i olśniewający uśmiech.
Edwardowi przemknęło przez myśl, że wyglądała przepięknie, ale zaraz zganił się za tę myśl. Nie mógł się przywiązywać do tej kobiety. Nigdy nie wiadomo, jaką przeszłość miała. Co, jeżeli była zakochana? Jeśli sobie przypomni, to będzie koniec ich znajomości.
 Dzień dobry  powiedział z uśmiechem, odpinając Iana, który ruszył w stronę brunetki w momencie, gdy jego stopy dotknęły ziemi.  Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy.
 Zapewniam, że nie  odpowiedziała, biorąc chłopca w ramiona.  Miło mieć towarzystwo.
Była szczęśliwa, że do niej przyjechali. To było naprawdę miłe ze strony Edwarda, że przyjechał, biorąc jednocześnie ze sobą synka. Nie dość, że zapewnił jej byt i opierunek, to jeszcze znalazł czas by ją odwiedzić.
Tak, Edward Cullen był wspaniałym człowiekiem.

Oboje śmiało mogli zaliczyć ten dzień do udanych. Siedzieli do samego wieczora na tarasie, swobodnie rozmawiając, a Ian wraz ze swoim szczeniakiem biegali wokół domu. Najczęściej jednak mówił Edward, opowiadając brunetce o swoim zawodzie. Oboje czuli się w swoim towarzystwie dobrze i choć żadne z nich się nie przyznało, nie chcieli się rozstawać. Chociaż wiedzieli, że to niemożliwe, chcieliby by czas stanął w miejscu.
Gdy Ian zasnął na kanapie, Edward otulił go ciepłym kocem i ucałował w czółko, by po chwili wrócić do Belli, która stała przed domem, wpatrując się w piękny księżyc, odbijający się w jeziorze. Usłyszawszy jego kroki, odwróciła głowę i obdarowała go uśmiechem.
 Dziękuję, że znów przyjechałeś  wyszeptała, kiedy stanął naprzeciwko niej.
Odległość między ich ciałami wynosiła zaledwie kilka centymetrów. Wpatrywał się w jej czekoladowe oczy i kierowany dziwnym impulsem, uniósł dwoma palcami jej brodę, a po chwili przycisnął swoje wargi do miękkich ust brunetki, na który odpowiedziała od razu. Pocałunek był delikatny i słodki. Nie potrzebowali niczego więcej.
~*~
Stacy od razu wyczuła w Edwardzie pozytywną energię. Chociaż po jego wyglądzie nie można było poznać, że coś dobrego się wydarzyło, to ona i tak wiedziała. Jego zielone oczy błyszczały. Nie zamierzała jednak pytać, bo doskonale wiedziała, że i tak nie uzyska odpowiedzi. Nie znała bardziej tajemniczego człowieka niż jej szef.
 Jest przesyłka dla Ciebie  powiedziała, wręczając mu brązową kopertę.  Przyszła dzisiaj rano.  Uśmiechnęła się szeroko.
 Jasne, dzięki.  Odebrał przesyłkę i zamknął się w swoim gabinecie.
Nie ukrywał, że wczorajszy wieczór podobał mu się najbardziej. I podobało mu się to, że po pierwszym pocałunku, jak i po kolejnych następnych, sytuacja między nim, a Bellą nie uległa zmianie na gorsze. Ewentualnie na lepsze. Jednak nie zamierzał rozmyślać nad tym, co będzie dalej, bo życie jest tak przewrotne, że nigdy nie wiemy czego się możemy spodziewać.
Usiadł przy biurku i rozerwał kopertę. Gdy tylko zobaczył jej zawartość, jego dobry humor prysł jak rozbita bańka mydlana. Tego to się, kurwa, w życiu nie spodziewał. I to była chyba jego pierwsza sprawa, która rozwiązywała się sama.

Witam wszystkich! Wiem, że znów przesadziłam z czasem, ale musiałam przemyśleć parę spraw na temat bloga i tu oczywiście dziękuję Ness za pomoc z poukładaniem wszystkiego i dawanie mi porządnego kopa, gdy tego potrzebowałam. Mam nadzieję, że nic nie pomieszałam i rozdział przypadł wam do gustu.
Zgodnie z obietnicą, dedykacja dla Oli :3 Dziewczynki, która lubi w ściany przywalać głową. Uważaj następnym razem jak będziesz chciała bratu krzywdę zrobić, okej? :D
No, więc to chyba ode mnie tyle :)

Pozdrawiam,
Mrs.Cross!