Cierpienie.
Czym ono tak
właściwie jest? Jak się zaczyna?
Na świecie żyje wiele
milionów ludzi. Dziesiątki z nich mijamy na ulicy. I prawie każdy z nich
cierpi, chociaż my nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Niektórzy z nich
kryją swoje uczucia za maską uśmiechu. Na pokazywanie prawdziwych uczuć
pozwalają sobie dopiero, gdy są sami. Zamknięci w ścianach swojego pokoju.
Żyjesz z dnia na dzień. Masz coraz więcej problemów. Jeden powodowany drugim. I
każdy coraz bardziej poważniejszy. Nosisz na barkach coraz większy ciężar,
który cię przytłacza. Nikomu nie mówisz o swoich zmartwieniach, dlatego coraz
bardziej cię przygniatają. Próbujesz być silny, ale to nie zawsze ci wychodzi.
Przygniatają cię na tyle, że zaczynasz drżeć, płakać, krzyczeć. Oddech robi się
coraz cięższy, każdy następny wdech trudniejszy do zaczerpnięcia. Wydaje ci
się, że już więcej tak nie dasz rady.
Ale to minie. Nie na
zawsze. Może na kilka dni. I znowu wróci. Każdy następny cios będzie
silniejszy. Będziesz chciał się poddać. Być może to zrobisz. A być może
powstrzyma cię myśl, że zostawisz swoich bliskich. Rodzinę, przyjaciół. Że
sprawisz im tym odejściem potężny ból. Większy niż sam czujesz.
Właśnie.
A kim jest przyjaciel?
To członek rodziny,
którego sam sobie wybrałeś. Osoba, której ufasz bezgranicznie, której
powierzasz swoje sekrety i wiesz, że u niej są bezpieczne. Ktoś, na kogo możesz
liczyć o każdej porze dnia i nocy. Wiesz, że jeśli wykonasz telefon z prośbą o
pomoc, będzie u ciebie najszybciej jak to możliwe. Bez względu na to jacy jesteśmy,
bez względu na nasze wady. On zawsze
przy nas będzie. Jeśli tylko jest
prawdziwym przyjacielem.
Bo wielu jest
fałszywych. Odwracają się od nas przy pierwszej lepszej okazji. Zamiast pomóc
nam dźwigać nasz ciężar, tylko go zwiększają.
~*~
W drodze do szpitala
poprosił Stacy, aby skontaktowała się z rodzicami Jack'a. Jakiś lekarz na pewno
musiał już stwierdzić u niego rozdwojenie jaźni. To mu pomoże. Jack nie
zostanie skazany za to, co zrobił. Nieważne czy zabił jednego człowieka czy
kilku... kilkunastu. Nie odpowiadał za swoje czyny. Tą chorobę da się wyleczyć,
ale musi to potrwać bardzo długo.
Skąd to wiedział? To
bardzo proste. Już raz miał do czynienia z osobą, która była chora na
rozdwojenie jaźni. I to była kobieta. Na pozór spokojna bibliotekarka. Ale
kiedy przyszło co do czego, zmieniała się o sto osiemdziesiąt stopni. Jej
fryzura ulegała modyfikacji, styl ubierania się też. Nie zgłosiłaby tego pewnie
nigdzie, ale któregoś dnia obudziła się w swoim łóżku, a obok niej leżało
zakrwawione ciało jej własnego męża. Nóż, którym został zadźgany, trzymała w
dłoni. Niestety, poczucie winy sprawiło, że kobieta popełniła samobójstwo,
podczas gdy była w więzieniu.
Ponówmy to pytanie:
skąd to wiedział? Pierwszy powód to taki, że był dobrym detektywem. Jednak drugi
to ten, że zanim kobieta popełniła samobójstwo, rozmawiał z nią. Co więcej, był
świadkiem jak się "przemienia". A złożył jej wizytę tylko dlatego, że
bardzo ją lubił. Ją i jej męża, który był bratem Stacy. Tak, tej samej Stacy,
która jest jego asystentką czy też sekretarką. Mówcie na to jak chcecie.
Jednak i tak jego
myśli w największym stopniu zajmowała dziewczyna ze szpitala. Straciła pamięć.
Więc to wszystko nie zakończy się tak szybko, jak podejrzewał na początku. Nie
będzie umiał zostawić dziewczyny, o ile będzie mógł jej pomóc. A to na pewno będzie
bardzo trudne, skoro nie nawet wiedział, od czego ma zacząć. Prawdę
powiedziawszy nie miał jeszcze styczności z osobą, która zamiast wspomnień
miała w głowie totalną pustkę. Chociaż to jest na pewno częstsze niż
rozdwojenie jaźni.
Ale być może to tylko
przejściowa amnezja. Dziewczyna mogła odzyskać pamięć za kilka dni. Może od
razu w całości albo stopniowo. Ale mogła też jej w ogóle nie odzyskać. Będzie
musiał zapewnić jej nowe życie.
Potarł dłonią czoło,
zatrzymując się na szpitalnym parkingu. Był świadom tego, że jeśli zostawiłby
dziewczynę na pastwę losu, miałby potem wyrzuty sumienia. Taki już miał
charakter. Chciał pomagać ludziom. Pewnie dlatego, że jemu przez długi czas nie
miał kto pomóc. Stało się to dopiero gdy trafił do szpitala pod opiekę
Carlisle'a. On i jego żona stali się dla niego kimś ważnym. Stali się jego
rodzicami. I za to będzie im wdzięczny do końca życia.
Po kilku minutach
znalazł się na korytarzu, gdzie stał też lekarz prowadzący dziewczyny, Jeff
Donovan.
– Witam, doktorze –
powiedział, zatrzymując się pół kroku przed nim.
– Dzień dobry, panie
Cullen. – Doktor uśmiechnął się delikatnie. – Może pan do niej wejść, ale
proszę jej nie przemęczać, dobrze? Dopiero się wybudziła.
– Naturalnie. –
Skinął ledwie zauważalnie głową. – Wiadomo, co spowodowało amnezję?
– Być może ta rana na
skroni. Albo uderzyła się w głowę, albo miała ciężką przeszłość. – Lekarz
wzruszył ramionami. – Możemy tylko spekulować, panie Cullen.
– Rozumiem. Wiadomo,
czy odzyska pamięć?
– To na pewno, panie
Cullen. Na razie zaczekamy, bo może ona być przejściowa. Wie pan, będzie
odzyskiwała pamięć stopniowo. Będą jej się przypominały jakieś fragmenty, które
wkrótce złożą się w całość. Jeśli nie, spróbujemy hipnozy. Musimy po prostu
uzbroić się w cierpliwość.
Detektyw ponownie
skinął głową, a w kącikach jego ust zamajaczył cień uśmiechu.
– Pan tu jest
lekarzem, doktorze Donovan. Mam tylko nadzieję, że pańskie metody przyniosą
pozytywne skutki i dziewczyna odzyska pamięć.
– Właśnie... – zaczął
niepewnie i zmarszczył czoło. – Jest pan detektywem – urwał na chwilę, widząc
spojrzenie Edwarda, który powstrzymał kąśliwą uwagę. – Znaczy... To nie mój
interes, ale chciałbym, aby pomógł pan
tej dziewczynie.
O, no proszę, pomyślał. Czy zrobiłby źle, gdyby odmówił?
W końcu tylko znalazł dziewczynę, nie ma pojęcia kim ona jest ani jak ma na
imię. Więc z jakiej racji miałby jej pomóc? Cóż, to łatwo powiedzieć. Ale był
zbyt szlachetnym człowiekiem, aby odmówić.
– Zrobię wszystko, co
w mojej mocy, doktorze, aby dowiedzieć się czegokolwiek o tej dziewczynie,
zanim sama będzie w stanie podać jakiekolwiek informacje.
– Proszę jej nie
przemęczać – powtórzył doktor, odwrócił się na pięcie i odszedł.
Cullen patrzył za nim
przez chwilę, a potem nacisnął klamkę i wszedł do jasnego pomieszczenia. Czy
było już wspominane, że nienawidził szpitali?
Zanim zamknął za sobą
drzwi, czekoladowe oczy brunetki zwróciły się w jego stronę. Pierwsze co w tej
chwili pomyślał, to fakt, że dziewczyna jest bardzo ładna i na pewno młoda.
– Dzień dobry –
przywitał się, podchodząc do łóżka. Dziewczyna przez cały czas nie spuszczała
go z oczu. – Nazywam się Edward Cullen.
Kiedy się
przedstawił, w jej oczach zauważył dziwny błysk. Usta dziewczyny wykrzywiły się
w delikatnym uśmiechu.
– Ja pana znam –
szepnęła słabym głosem, tym samym wprowadzając młodego detektywa w osłupienie.
~*~
Siedział przy barze,
popijając piwo, które na pewno miało w sobie więcej wody niż alkoholu. Ale
czego można się spodziewać po takich miejscach? Odwrócił głowę i spojrzał na
scenę, gdzie jakaś blondynka, w samej seksownej bieliźnie, wyginała swoje ciało
przy rurze. Była niezła, to mógł przyznać. Uśmiechnął się lekko i pociągnął
łyka czegoś, co miało być piwem.
– To jest Cassie. –
Usłyszał głos jakiegoś mężczyzny.
Spojrzał na niego.
Facet był około trzydziestki, miał czarne włosy i co najmniej dwadzieścia kilo
nadwagi. Był ubrany w dżinsy i za małą koszulę. Eric, albo raczej David, pomyślał,
że guziki koszuli bruneta zaraz się oderwą. Może nawet komuś wpadną do jedzenia
lub napoju.
– Aha – powiedział.
Co go interesowało imię striptizerki? Chociaż może weźmie ją do swojego
mieszkania. Może okaże się dobra nie tylko w tańcu. Oj tak, taka perspektywa mu
się podobała.
– Ale to na pewno nie
jest jej prawdziwe imię. Jak pan sądzi? – kontynuował brunet, pijąc dietetyczną
colę.
– Ja sądzę, że ta
cola nic ci nie pomoże i powinieneś kupić większą koszulę – powiedział
spokojnie i znów odwrócił się w stronę sceny.
Za Mała Koszula już
się nie odezwał i nawet zmienił sobie miejsce. Ciekawe czy znajdzie sobie
kolejną osobę, aby dyskutować na temat (nie)Cassie. Przecież to logiczne, ze
striptizerki nie podają swoim prawdziwych imion, tylko tańczą pod pseudonimami.
Z tego co słyszał, jedna tancerka w tym barze nazywała się Gorąca Kotka.
Ciekawe czy Za Mała Koszula też miałby jakieś wątpliwości, czy był to jej
pseudonim czy też nie.
Zastanowił się przez
chwilę, czemu wcześniej nie wybrał wolności. Czyż to nie fajne? Siedzisz sobie
w barze, pijąc ohydne piwo i patrzysz na świetną laskę ze świetnym ciałem.
Wcześniej to nie zawsze było możliwe. Kiedy nazywał się jeszcze Eric Mercer,
miał wielu wrogów. Nawet podczas przyglądania się takiej zwykłej Cassie, ktoś
mógł chcieć go zabić. Takich sytuacji miał już wiele. Ale był zbyt dobry w
swoim fachu, aby na to pozwolić.
Teraz nazywał się
David Horne i nie miał ani jednego wroga. Przynajmniej do tego momentu. Chociaż
może Za Mała Koszula już się do nich zaliczał. Ale jeśli David będzie wiódł
takie życie jak do tej pory, to nie będzie miał takich wrogów jak Eric.
Zaśmiał się pod nosem
i odstawił kufel, a następnie wyszedł z baru.
Czy
on nie okłamuje samego siebie?
_________________________________________________
Witam :)
Rozdział pewnie pojawiłby się wcześniej, gdyby nie fakt, że cały czas mam jakieś dziwne dni no i muszę to jakoś ogarnąć, bo długo tak nie wytrzymam. I nie chcę powtórki z tego co było rok temu :)
Ale nie przynudzam. Rozdział jest, ale nie mam pojęcia czy pojawi się 10. Strasznie ciężko mi się pisało ten i ciągle myślę o usunięciu AL. Zobaczymy jak wszystko się potoczy :)
Jak zawsze proszę wszystkich czytelników o szczere komentarze, które dla mnie naprawdę wiele znaczą i są cholerną motywacją do dalszego pisania. Nawet te, które składają się z dwóch słów.
Pozdrawiam,
s.w.e.e.t.n.e.s.s