Chronimy tych, których kochamy.
~*~
Początkowo stała w jakimś gabinecie,
przeglądając teczki. Nie widziała co było ich zawartością, bo wszystkie literki
i cyferki były rozmazane, tworząc wielką, czarną plamę. Usłyszała jakieś głosy
z dołu i schowała wszystko tam, gdzie powinno być.
Potem sceneria szybko uległa zmianie. Było
ciemno i było jej zimno.
Wiedziała doskonale, że znajduje się w śmiertelnym
niebezpieczeństwie. Dlatego miała jeden cel: uciec. Uciec, jak najdalej i
przede wszystkim, jak najszybciej. Jednak zdawała sobie sprawę również z tego,
że miała niewielkie szanse w porównaniu ze swoim przeciwnikiem. Być może
nijakie. Nie oglądała się za siebie, a tym bardziej się nie zatrzymywała,
chociaż płuca paliły ją żywym ogniem od wysiłku, do którego nie była
przyzwyczajona. Jednak zmuszała swoje mięśnie do ciężkiej pracy, zaciskając
zęby.
Skręciła za róg. Było ciemno i nie było
widać żadnej osoby, która mogła jej pomóc, ani żadnego samochodu, przed który
mogłaby skoczyć w akcie desperacji. Ciszę nocną rozdzierały jedynie jej ciężkie
kroki, uderzające o chodnik i szybkie kroki zabójcy. Gdzieś w oddali przez
kilka sekund było słychać miauczenie kota i szczekanie psa.
Wpadła w jakąś uliczkę, a przynajmniej tak
się wydawało na samym początku. Szybko zauważyła, że wpadła w pułapkę. Trafiła
na ślepy zaułek. Nie mogła się cofnąć, bo to groziło zetknięciem się twarzą w
twarz z mordercą. Jednak bierność też nie wydawała się najlepszą perspektywą.
Przez dwie sekundy nasłuchiwała, ale nie słyszała nic prócz szaleńczego bicia własnego
serca. Mężczyzna więc mógł być tuż za ścianą.
Nie dane jej było jednak nic zrobić, bo
poczuła ból w skroni i straciła równowagę, upadając obok cuchnącego kontenera
na śmieci. Ten smród był ostatnią rzeczą jaką zapamiętała, zanim straciła
przytomność.
Usiadła na łóżku, gwałtownie wciągając
powietrze przez rozchylone usta. Czoło miała mokre od potu, a policzki od łez.
Zaciskała kurczowo palce na pościeli, próbując uspokoić walenie serca i szybki oddech.
To mógł być tylko sen, ale ona wiedziała,
że to nie do końca prawda. Ten sen był wspomnieniem. Już wcześniej słyszała, że
została postrzelona, ale myślała, że może znalazła się po prostu w
nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiednim czasie. Teraz wszystko wyglądało
inaczej. Ktoś ją ścigał. Ktoś chciał ją celowo zabić. Dlatego, że widziała te
teczki. Tylko co w nich było, że aż taki los miał ją spotkać? Czego się
dowiedziała, że miała zginąć?
~*~
Gdy zatrzymał samochód, zastał Bellę
siedzącą na ganku przed domem. Była okryta kocem i trzymała w dłoniach czarny
kubek. Chociaż dzieliła ich odległość kilku metrów, widział jej czerwone i
podpuchnięte oczy, co zwiastowało to, co przeczuwał – że dziewczyna płakała.
Wysiadł z volvo i pokonał dzielącą ich odległość w ciągu kilku sekund. Bella
podniosła się z ławki, tym samym znajdując się w jego silnych ramionach.
To dziwne, że bliskość drugiej osoby może
przynieść tak wielkie poczucie bezpieczeństwa. Chociaż była na pustkowiu, gdzie
nikt jej nie mógł znaleźć, strach gościł w jej życiu. A wystarczyła obecność
Edwarda, by wszystko uległo zmianie. I nie chodziło tu o to, że ten człowiek
jest detektywem i ma broń. Sama dokładnie nie wiedziała skąd bierze się to
poczucie bezpieczeństwa.
– Już jestem – wyszeptał. Odsunął ją
delikatnie i pogłaskał jej policzek opuszkami palców. – Co się stało?
Widząc jak jej oczy lśnią od łez, poczuł
się źle. Nie chciał by płakała. Nie chciał by cokolwiek dręczyło tę niewinną i
kruchą istotę.
– Miałam sen. – Zamknęła oczy. – A
dokładniej, wspomnienie. Wiem, co stało się tamtej nocy.
Wszedł z nią do środka i usiedli na
kanapie w salonie. Nie wypuszczał jej z objęć, a i ona nie kwapiła się do tego,
by się z nich wyswobodzić. Skuliła się, opierając głowę na jego ramieniu i
przez chwilę siedzieli w ciszy. Edward wiedział, że musi sobie wszystko
poukładać, dlatego jej nie poganiał. Cierpliwość wynagradza.
– Ktoś mnie gonił – zaczęła w końcu cichym
głosem, wpatrując się w widok za oknem, które zajmowało całą powierzchnię
ściany północnej i pozwalało zachwycać się pięknym krajobrazem. – Jakiś
mężczyzna. Przesiadałam się z autobusu do autobusu. Myślałam, że to zapewni mi
bezpieczeństwo. Tamtej nocy byłam nieuważna i... – zadrżała w jego ramionach,
na co automatycznie wzmocnił nieznacznie uścisk – było ciemno i zimno. Śledził
mnie, ten mężczyzna, przez cały czas. Zbyt późno go zauważyłam. Zaczęłam biec, chociaż
wiedziałam, że mam marne szanse. Wbiegłam do tego zaułka, ale okazało się, że
to ślepa uliczka. Nie słyszałam strzału, ale poczułam ból.
Przycisnęła dłoń do miejsca, w które
trafiła kula.
– Wcześniej śniło mi się, że stałam w
gabinecie. I przeglądałam jakieś papiery. Nie wiem jak mam ci to wytłumaczyć,
ale wiem, że mogłam komuś zaszkodzić. Innemu mężczyźnie. Tym, co widziałam w
tych teczkach. I to on najął tego zabójcę. – Uniosła głowę i spojrzała na
detektywa. – Boję się. Jeśli dowiedzą się, że żyję...
Nie dokończyła, ale nie musiała. Edward
doskonale zdawał sobie sprawę, że musi pozostać w ukryciu, dopóki nie znajdzie
tych ludzi. Nie chciał, by ich pierwotny plan się ziścił. Nie chciał i nie mógł
do tego dopuścić.
– Wszystko będzie dobrze – zapewnił i choć
sam nie rozumiał swoich pobudek, złożył na jej wargach delikatny pocałunek. –
Nie pozwolę, by coś ci się stało, Bello.
Uwierzyła mu.
Zrobił dla niej już tak wiele, więc czemu
miałaby twierdzić, że ta obietnica jest brednią? A nawet gdyby kłamał, w co nie
wierzyła nawet najmniejsza jej cząstka, miała tylko jego. Nikogo więcej nie
znała – nie licząc lekarzy i pielęgniarek, którzy zajmowali się nią w szpitalu –
więc musiała polegać jedynie na tym mężczyźnie. A może nie tyle co musiała,
lecz chciała.
– Przypomniałaś sobie coś jeszcze? –
zapytał, na co w odpowiedzi pokręciła głową. – Niedługo pojedziemy w miejsce,
gdzie cię znalazłem. Może więcej wspomnień powróci. Ale nie będziemy się
śpieszyć. Zrobimy to dopiero, gdy będziesz na to gotowa.
Pokiwała głową i zamknęła oczy. Czy była
gotowa? Teraz na pewno nie. Przede wszystkim, bała się. Co jeśli jej niedoszły
zabójca będzie przebywał w tamtej okolicy i przypadkiem ją zauważy? Szanse są oczywiście
marne, ale w tej chwili odzywała się część, która była odpowiedzialna za
paranoję. Wolała na razie pozostać w domku Edwarda, w którym była bezpieczna –
a przynajmniej taką miała nadzieję – i mało kto wiedział, że ona tu przebywa.
– Jesteś tutaj bezpieczna, możesz być pewna.
– Pogłaskał delikatnie jej policzek. – Ale zanim wyjadę, pokażę ci jak uruchomić
cały system zabezpieczeń. Jeśli coś by się działo, w sypialni masz przycisk
przy szafce nocnej. Jeśli go uruchomisz, drzwi się automatycznie zablokują i
zostanie wysłany sygnał do agencji ochroniarskiej, a do tego na moją komórkę.
Okna w całym domu są kuloodporne. Potrafię być czasem paranoikiem – dodał,
widząc jej zdziwioną minę.
Tak naprawdę założył cały ten system
zabezpieczeń ze względu na swojego synka. Wolał dmuchać na zimne. Jak to się
mówi: licho nie śpi. Jego wrogowie także. Ian był jego największą słabością i w
ramach zemsty nie jeden mógłby chcieć zrobić coś chłopcu. Na to Edward nie
zamierzał pozwolić.
Niecały rok temu, gdy prowadził sprawę
kartelu narkotykowego, sporo osób chciało go zniszczyć, bo mógł – i zrobił to –
im poważnie zaszkodzić. Codziennie widział pod swoim domem białą ciężarówkę. A
dzięki kamerom rozmieszczonym w różnych częściach jego posiadłości widział
także kręcących się w pobliżu mężczyzn. Próbowali się wedrzeć do środka, ale to
poskutkowało jedynie tym, że zostali zatrzymani i zabrani do aresztu. Potem
całą sprawa poszła gładko.
Po tej sprawie Edwardowi na zawsze
pozostanie blizna po kuli na lewym ramieniu.
Gdy wracał od Belli, było już ciemno, a na
drodze panował niewielki ruch. Był w połowie drogi i minął dopiero trzy, może
cztery, samochody. Pokazał jej wszystko co i jak z zabezpieczeniami i jak ma
uruchomić alarm. Co mogła zrobić również używając telefonu, gdyby znajdowała
się w innym pomieszczeniu niż sypialnia. Chociaż ta była bezpiecznym miejscem.
Jeśli uruchamiała alarm, nie tylko blokowały się drzwi wejściowe, ale również
drzwi do sypialni.
Wybrał numer do Nick’a. Poczekał kilka
sygnałów, a potem połączenie zostało przerwane. Przesunął palcem po liście
kontaktów i zadzwonił tym razem do Simona. Ten odebrał od razu, w połowie
pierwszego sygnału, jakby trzymał telefon w ręku i tylko czekał na telefon.
– Przesłuchiwaliście jeszcze Coldwella? –
zapytał, nie siląc się na żadne powitanie.
– Ciebie też miło słyszeć – zaśmiał się. –
Nick pytał go o ten symbol sekty, ale milczy jak grób. Nadal czekamy na jego
adwokata, który jest, kurwa, na wakacjach i będzie dopiero za dwa dni. Ten
człowiek pogarsza jedynie swoją sytuację, ale jeśli mam być szczery, mam
nadzieję, że zgnije w pierdlu.
– Jak dla mnie sąd mógłby odejść od reguły
i dać go na krzesło elektryczne, ale omińmy nasze pragnienia. – Wrzucił lewy
kierunkowskaz i przejechał, spoglądając uprzednio w lewą i prawą stroną. –
Możliwe, że ma taki sam tatuaż.
– Dzwoniłem do jego żony, w końcu ona zna
go najlepiej, nie tylko pod względem charakteru. Ale twierdzi, że jej mąż
żadnego tatuażu nie ma. A takiego węża przecież trudno przeoczyć.
– Może po prostu nie dał się wytatuować.
Albo robił sobie ten tatuaż tylko w ramach potrzeby, a potem się go pozbywał.
Nie możemy czekać dwóch dni, to zdecydowanie za długo. Przecież tu chodzi o życie
Davida. A być może nie tylko jego.
– Cullen, nie musisz nas uświadamiać.
Doskonale wiemy, o jaką cenę toczy się ta gra.
– Przywiozę jutro na komisariat Megan –
powiedział, zatrzymując się na światłach.
– Po co?
– Dla dzieci zrobi się naprawdę wiele,
Simon. Wierz mi.
– Na przykład porwie jej chłopaka? –
Prychnął. – Ten człowiek jest chory, nic dodać nic ująć.
– To nie ulega wątpliwością – zgodził się,
dodając gazu gdy miał znów zielone światło. – Jednak zrobił to dla swojej
córki. Nie ważne, że to jest głupie i nawet sąd tego nie poprze. Ale być może
dla córki również powie, gdzie jest ten chłopak i zacznie współpracować. Nie
sądzisz?
– W sumie coś w tym jest. Łzy i błagania
córeczki. Tak, to może pomóc.
– Chyba, że jest do końca zgorzkniałym
skurwielem. Wtedy będziemy musieli poczekać te dwa dni.
Po kilku minutach się rozłączył i wjechał
na podjazd domu rodziców, gdzie w środku czekał na niego Ian. Znów sobie
obiecał, że gdy tylko ta sprawa dobiegnie końca, bierze urlop. Może nie dwa
tygodnie, a nawet kilka miesięcy. Naprawdę chciał wynagrodzić synowi to, że tak
mało spędza z nim czasu.
Wysiadł z samochodu i wszedł do domu.
Oczywiście, ze względu na paranoję, posiadłość rodziców Cullena także była
solidnie zabezpieczona. Tu chodziło nie tylko o Iana, ale także o jego rodziców.
Zależało mu na nich i chciał ich chronić. Głównie przed swoimi wrogami. Bo tacy
ludzie zawsze chcą zaatakować bliskich, by złamać swoją główną ofiarę.
– Tatuś! – Usłyszał na wejściu i z salonu
wybiegł jego synek, a za nim jego szczeniak. – Jesteś!
Edward się pochylił i szybko wziął małego
na ręce, przytulając go do siebie.
– Jasne, że jestem. A ty dlaczego nie
śpisz? Jest już po dziewiątej. – Wszedł do salonu i ucałował Esme w policzek.
Carlisle najwyraźniej miał nocną zmianę. – Cześć, mamo. Nie rozrabiał za
bardzo?
– Och, dajże spokój. Wiesz, jak bardzo kocham
swojego wnuka. – Kobieta spojrzała na Edwarda z matczyną miłością. – Nawet jeśli
czasem rozrabiał więcej niż zwykle, to opiekowanie się nim sprawia mi czystą
przyjemność. Szkoda tylko, że własnego syna tak rzadko widuję.
Edward poczuł znów wyrzuty sumienia. Nie
dość, że zaniedbuje syna, to jeszcze rodziców. To się zmieni, obiecał sobie w
duchu.
– Przepraszam, mamo. – Usiadł obok niej,
sadzając sobie Iana na kolanach. – Pracuję nad sprawą. Gdy tylko ją zakończę,
wszystko się zmieni. Zobaczysz. – Posłał matce łobuzerski uśmiech.
– Chodzi o tę dziewczynę, prawda? Nadal
nie wiecie kto za tym stoi?
– Mamy pewne tropy. Już niedługo wszystko
się wyjaśni. Jak dobrze pójdzie, kwestia kilku dni. Wtedy biorę urlop i ten
czas poświęcę Ianowi i wam. Obiecuję.
~*~
Stał na dużej polanie, trzymając ręce w kieszeniach. Obok niego stało kilku jego współpracowników. Ludzi, którzy należeli do jego grupy, albo jak inni mówią – do sekty. Każdy nosił na ciele jego symbol. I każdy wiedział czym grozi zdrada.
– Gotowe. – Usłyszał głos Tylera.
– Więc zrób to – powiedział zdecydowanie, nie odrywając wzroku od polany.
Wiedział, co się kryje pod niepozornym pięknem przyrody. On i jego współpracownicy. Nikt więcej nie wiedział co kryje się pod ziemią. Ludzie. Tam znajdowali się ludzie, którzy zasłużyli sobie na taki los.
Na przykład David.
Ale to nie wyszło z jego perspektywy. Chciał odejść, ale nie dlatego tu się znalazł. To Michael go tu przywlókł. I Michael będzie za to odpowiadał.
Poczuł na plecach gorąco, gdy cały dom zajął się ogniem. Mógł się zemścić jeszcze bardziej, wypuszczając Davida. Ale sam jeszcze wpadnie przez to w kłopoty. Wolał więc nie ryzykować. Odwrócił się powoli i patrzył, jak dom płonie. Mieszkał tu dość długo. A ta suka kroczyła po tej polanie, nie wiedząc, że pod jej stopami umierają ludzie, uwięzieni w metalowych skrzyniach. Też powinien spotkać ją ten los. Nikt nie zobaczy dymu, bo najbliższy budynek znajdował się kilkadziesiąt kilometrów stąd.
– Co teraz, szefie? – zapytał James, wysoki i rosły brunet, który był jego prawą ręką. I który był niezwykle przydatny, bo od dziecka chorował na analgezję wrodzoną, Wojownik nie czujący bólu, to przydatny wojownik.
– Jedziemy – rzucił i wsiadł do samochodu.
Wszystko spłonie – nie zostanie nic. Ani nikt.
Witajcie kochani! Cóż, chyba jestem zadowolona. Po pierwsze dlatego, że długo na rozdział nie trzeba było czekać, prawda? Patrząc wstecz, na to jak wcześniej pisałam i w jakim tempie... :) Niestety, amnesia-life niedługo dobiegnie końca. Powody są dwa. Po pierwsze: chcę. Po drugie: tak miało być od samego początku. Więc staram się nie pisać takiego misz masz, by koniec był, jak niektórzy. Jednak... zacznę coś innego. Coś, nad czym pracuję od dawna. Każdy koniec jest początkiem czegoś nowego.
Pozdrawiam,
Mrs.Cross!