Szczęście.
Ta definicja dla każdego oznacza coś zupełnie innego. Zapytajmy kilka osób, co dla nich oznacza to słowo. Dziecko pewnie by odpowiedziało, że kanapki z Nutellą, albo sama Nutella, czyż nie? Alkoholik odpowie prosto: alkohol. Palacz: papierosy. Narkoman: narkotyki. Dziwka: seks.
Ale tak naprawdę? Czym jest szczęście? Czy istnieje jedno, konkretne wyjaśnienie? Nie, nie ma.
Jednak powszechnie wiadomo, że szczęście to coś, co nas raduje. Czujemy się dzięki temu lepiej i nie chcemy tego nigdy stracić. Potrzebujemy tego jak powietrza.
~*~
Ciemność. Jedyne co ją w tamtej chwili otaczało. Nie próbowała wybrnąć na powierzchnię. Nie miała siły, by walczyć. Przynajmniej nie w tamtym momencie.
A może już nie miała po co walczyć? Może już umarła, nadal leżąc między kontenerami? Jednak co z tym światłem na końcu tunelu, o którym wszyscy mówią i za którym powinna była podążać? Żadnego nie widziała. Nie mogła się nawet poruszyć. Nie czuła swojego ciała. Jakby go w ogóle nie miała.
No i co z bólem? Czy po śmierci nie powinien całkowicie zniknąć? Chodzi o ból fizyczny, bo w przypadku cierpienia psychicznego bywa znacznie gorzej – nawet po śmierci ten rodzaj bólu nie zniknie. Co więcej, jeśli się z nim nie uporamy, będzie nam towarzyszył całą wieczność. O ile po śmierci coś jest. Jeśli naprawdę jest drugi świat, zwany Niebem, Czyśćcem lub Piekłem.
Jej dotyczył pierwszy przypadek. Chociaż nie czuła swoich kończyn i nie mogła odnaleźć się w swoim ciele, czuła ból, którego źródła nie potrafiła zidentyfikować.
~*~
"Kochany Mikołaju..."
Jego rączka zawisła w powietrzu i przygryzł zębami dolną wargę. Co ma napisać? Nigdy jeszcze nie pisał listu do Świętego Mikołaja. Zawsze robiła to za niego prawdziwa mamusia. Ale ona odeszła i sam musiał to zrobić. Mamusia, u której mieszkał, nie była prawdziwa. Nigdy nie będzie jej nazywał mamusią.
Zasługiwał na to, aby gruby pan w czerwono-białym stroju do niego przyszedł? Prawdziwa mamusia mówiła, że jest najcudowniejszym dzieckiem na świecie. A cudowne dzieci dostają prezenty, tak? Czy jemu także się to należy? A może bez względu na to czy jest grzeczny czy nie, Mikołaj do niego nigdy nie przyjdzie? Bo go nie lubi, tak jak nie lubią go inne dzieci?
Zasługiwał na to, aby gruby pan w czerwono-białym stroju do niego przyszedł? Prawdziwa mamusia mówiła, że jest najcudowniejszym dzieckiem na świecie. A cudowne dzieci dostają prezenty, tak? Czy jemu także się to należy? A może bez względu na to czy jest grzeczny czy nie, Mikołaj do niego nigdy nie przyjdzie? Bo go nie lubi, tak jak nie lubią go inne dzieci?
Podrapał się po policzku i rozejrzał po swoim nowym pokoju. Był ładny, ale nie czuł się tu dobrze. Ściany zostały pomalowane na niebiesko. Miał wygodne łózko z pościelą w samochodziki. Szafę pełną ubranek i dużo zabawek. Misie, samochody. Na półeczkach stały książeczki z kolorowymi obrazkami. Państwo, u których mieszkał, byli dla niego mili. Ale i tak nie chciał z nimi być. Chciał do swojej mamusi, chociaż wiedział, że jej już nie było. Dostała się do lepszego świata, gdzie nikt jej nie bije, ani nie obraża. Została aniołkiem. Spojrzał na białą kartkę formatu A5, którą wyrwał ze szkolnego zeszytu i dopisał jeszcze kilka zdań.
"Nie chcę od ciebie żadnych zabawek czy nowych ubranek. Ja chcę tylko być z moją mamusią. Chcę być kochany.
Edward Baye".
Baye. Takie miał teraz nazwisko. Ale nie podobało mu się. Starł gumką, która była na końcu ołówka, nowe nazwisko i napisał "Mason". Tak, jak naprawdę się nazywał. Poprosił kiedyś panią w szkole, aby nauczyła go ja się je pisze. Nieco ją zaskoczyła ta prośba, ale się zgodziła.
Zgiął kartkę starannie na pół, a potem jeszcze raz i wsadził do białej koperty, na której było napisane "Święty Mikołaj". Uśmiechnął się delikatnie i zakleił kopertę.
Zeskoczył z fotela i schował ją do plecaka szkolnego. Na jego twarzy było kilka zadrapań i siniaków. W szkole starsi chłopcy ciągle mu dokuczali, bili go. A to wszystko tylko dlatego, że był sierotą. Skulił się w kącie pokoju.
– Ja chcę do mamusi – wyszeptał, patrząc się w dół. – Chcę do mamusi.
Oderwał się z trudem od wspomnień i zacisnął dłonie w pięści, aby uspokoić przyśpieszony oddech. Nie mógł sobie pozwolić na utratę kontroli. Nie miał pojęcia, dlaczego do głowy wpłynęło mu akurat to wspomnienie. Wspomnienie, gdy pierwszy raz pisał list do Świętego Mikołaja. Może dlatego, że jedna z pielęgniarek zaczęła opowiadać o tym, jakie to prezenty pod choinkę wymyślają sobie jej dzieci. Wziął głębszy wdech. Podniósł się z niewygodnego krzesła, stojącego pod ścianą i spojrzał na idącego w jego kierunku lekarza. Był szczupły i miał co najmniej czterdziestkę na karku. W jego blond włosach było ciężko wypatrzeć początki siwizny, ale gdyby dobrze się przyjrzeć, na pewno by się to udało. Lekarz poprawił okulary palcem wskazującym. Plakietka na jego fartuchu głosiła, że nazywał się Jeff Donovan.
– Co z nią? – Edward był opanowany, a jego głos jak i twarz nie wyrażały nawet najmniejszych emocji.
– Nie jest za dobrze. – Lekarz westchnął cicho. – Ciągle nie odzyskała przytomności. Podczas operacji doszło dwukrotnie do zatrzymania akcji serca. Był obrzęk mózgu, którego na szczęście udało nam się pozbyć. Do tego wszystkiego obite żebra, skręcona prawa kostka i ma zapalenie oskrzeli z obturacją. Jej ciało jest po prostu całe posiniaczone. Nie podoba mi się również rana na skroni. Jak sam pan wspomniał, wygląda to na ślad po kuli, ale nie możemy być niczego pewni. Jeśli jednak nasze przypuszczenia są prawdziwe, dziewczyna miała cholerne szczęście. Wystarczyłoby, aby kula trafiła kilka milimetrów dalej i byłoby po niej. Musiała długo przebywać w tym zaułku. Jeszcze kilka godzin i... – Pokręcił głową, nie kończąc zdania. Nie musiał.
– Wiadomo, kiedy się obudzi?
– Niestety nie. To może być kwestia kilku minut, albo kilku dni, panie Cullen. Organizm dziewczyny jest bardzo wyczerpany. Musi odpocząć. Jak już wspominałem, ma zapalenie oskrzeli z obturacją, a to także robi swoje. Podaliśmy jej odpowiednie lekarstwa i podłączyliśmy kroplówkę. Musimy się po prostu uzbroić w cierpliwość i nadzieję.
– Oczywiście. – Kiwnął delikatnie głową i wyjął z portfela wizytówkę. Był na niej zapisany adres firmy, telefon jego komórki i oczywiście numer firmowy. Do tego mail i numer fax'u. – Gdy się wybudzi, proszę do mnie zadzwonić.
– Naturalnie, panie Cullen. – Lekarz odebrał wizytówkę i schował ją do kieszeni.
Zdziwiło go to, że dziewczyna nie miała przy sobie żadnych dokumentów. Tak naprawdę to nie miała przy sobie nic. Żadnych kluczy, pieniędzy czy nawet rachunku lub biletu za autobus czy pociąg.
Ian'em zajęła się jego babcia, czyli Esme. Nie mógł tu zabrać chłopca. Szpital to nie jest odpowiednie miejsce dla trzylatka. On sam chciałby stąd wyjść. Nienawidził przebywać w szpitalu, ale też nie mógł go w tamtej chwili opuścić. Znajdując tą dziewczynę i przywożąc ją tutaj, poniekąd wziął na siebie za nią odpowiedzialność. Zamierzał poczekać aż się wybudzi. On albo któryś pracownik szpitala zawiadomi jej rodzinę. Wtedy zostawi ją w spokoju, więcej tutaj nie przyjedzie. Tak, tak właśnie będzie.
Zastanawiało go tylko, czemu znalazła się w tym zaułku, w takim stanie. Bo obitych żeber nie mogła mieć przecież od leżenia. Do tego brak jakichkolwiek rzeczy osobistych. Chociażby nawet zużytej chusteczki do nosa. No i ta rana na skroni... Musiał jeszcze poznać odpowiedzi na kilka pytań. Taka już natura detektywa. Taka natura Edwarda Cullena.
Będzie musiał wrócić do tamtego miejsca.
Poczuł, jak jego telefon wibruje w kieszeni dżinsów. Wyjął go i zobaczył, że dzwoni jego sekretarka, Stacy. Lubił ją. Była miła, z poczuciem humoru i do tego cholernie pomocna. W sumie to mógłby ją nazwać swoją asystentką, a nie sekretarką. Przesunął palcem po ekranie i przycisnął telefon do ucha, ruszając w stronę windy.
– Tak, Stacy? – zapytał, wciskając okrągły przycisk kilkukrotnie.
– Mam przed sobą dwóch gliniarzy – westchnęła. Mógł się założyć, że właśnie przewróciła oczami. – Twierdzą, że muszą z tobą porozmawiać. – Chwila ciszy. – Czy nigdy nie mogą cię odwiedzać przystojni gliniarze?
Kąciki jego ust zadrżały. Cała Stacy. Miesiąc przed ślubem jej narzeczony zginął w wypadku samochodowym. Mimo, że spotykała się z innymi mężczyznami, nadal go kochała. Wiedział to.
– Przykro mi, Stacy. Powiedzieli w jakiej sprawie?
– A czy jakiś gliniarz mówi o co chodzi jakiejś lasce odbierającej telefony? Oczywiście, że nie. Jeden z nich był tak hojny i zdradził tylko, że chodzi o Megan.
– Będę za dwadzieścia minut – rzucił i się rozłączył.
Zastanawiało go tylko, czemu znalazła się w tym zaułku, w takim stanie. Bo obitych żeber nie mogła mieć przecież od leżenia. Do tego brak jakichkolwiek rzeczy osobistych. Chociażby nawet zużytej chusteczki do nosa. No i ta rana na skroni... Musiał jeszcze poznać odpowiedzi na kilka pytań. Taka już natura detektywa. Taka natura Edwarda Cullena.
Będzie musiał wrócić do tamtego miejsca.
Poczuł, jak jego telefon wibruje w kieszeni dżinsów. Wyjął go i zobaczył, że dzwoni jego sekretarka, Stacy. Lubił ją. Była miła, z poczuciem humoru i do tego cholernie pomocna. W sumie to mógłby ją nazwać swoją asystentką, a nie sekretarką. Przesunął palcem po ekranie i przycisnął telefon do ucha, ruszając w stronę windy.
– Tak, Stacy? – zapytał, wciskając okrągły przycisk kilkukrotnie.
– Mam przed sobą dwóch gliniarzy – westchnęła. Mógł się założyć, że właśnie przewróciła oczami. – Twierdzą, że muszą z tobą porozmawiać. – Chwila ciszy. – Czy nigdy nie mogą cię odwiedzać przystojni gliniarze?
Kąciki jego ust zadrżały. Cała Stacy. Miesiąc przed ślubem jej narzeczony zginął w wypadku samochodowym. Mimo, że spotykała się z innymi mężczyznami, nadal go kochała. Wiedział to.
– Przykro mi, Stacy. Powiedzieli w jakiej sprawie?
– A czy jakiś gliniarz mówi o co chodzi jakiejś lasce odbierającej telefony? Oczywiście, że nie. Jeden z nich był tak hojny i zdradził tylko, że chodzi o Megan.
– Będę za dwadzieścia minut – rzucił i się rozłączył.
Szybkim i zdecydowanym krokiem wysiadł z windy i ruszył długim korytarzem w stronę dwóch policjantów siedzących na krzesłach przy ścianie i pijących... chyba kawę. Równie dobrze mogła to być herbata albo woda. Kiwnął Stacy głową, a ona obdarzyła go olśniewających uśmiechem, jak robiła to zawsze.
Była ładną kobietą. Duże, zielone oczy. Jasna cera i pełne wargi, które wydają się doskonałe do całowania. Rude loki jak zawsze swobodnie opadały na jej ramiona i plecy. Stacy była jego pracownicą, ale również dobrą znajomą, może nawet przyjaciółką. Czasami to ona zajmowała się Ian'em.
Nie bał się zostawić z nią syna, bo jej w pełni ufał. Zasłużyła sobie na jego zaufanie kilkuletnią znajomością. Tak naprawdę poznali się na studiach. Oboje byli na ostatnim roku. Sam jej zaproponował pracę u siebie i poprosił ją o zrobienie sobie samej zezwolenia na broń, co się okazało niepotrzebne, bo Stacy już je posiadała. Nie pytał, dlaczego tak właśnie było. Dużo ludzi posiadało zezwolenie i broń. Coraz więcej było włamań i napadów, dlatego ludzie woleli być zabezpieczeni. Może Stacy też chciała?
– Zapraszam do mojego gabinetu – powiedział, nie czekając aż funkcjonariusze się przedstawią, podadzą swój stopień i padnie pytanie: "Czy moglibyśmy porozmawiać?". Nie miał na to czasu. Stacy mówiła, że są tu w sprawie Megan. A skoro sami się tu pofatygowali, może to być coś ważnego.
Policjanci popatrzyli po sobie nieco zdziwieni, ale weszli za nim do jego gabinetu. Cała ściana, która była naprzeciw drzwi, została oszklona. Na środku stało duże biurko z jasnego drewna, a na nim laptop i sterta papierów. Po prawej stronie znajdowała się komoda, w której trzymał dokumenty, a nad nią był wielki, plazmowy telewizor, przymocowany do ściany. Natomiast po lewej stronie stała jasna, skórzana kanapa, dwa fotele do kompletu i szklany stolik na kawę. A w kącie, cóż... tam był kącik zabaw dla Ian'a.
– Nazywam się... – zaczął jeden z policjantów. Ten niższy i młodszy.
– Gówno mnie to obchodzi - powiedział spokojnie. – Przyszliście tu w sprawie Megan, więc chcę wysłuchać tego, co macie mi do powiedzenia, a nie tego, jak się nazywacie i jaki macie stopień. Ty jesteś młodszym inspektorem. – Wskazał na niższego, a potem na wyższego. – A ty aspirantem. Naprawdę mam to gdzieś. Mówcie od razu o co chodzi.
Drugi policjant położył coś na jego biurku. Edward spojrzał na przedmiot w folii i zmarszczył brwi. Był to fioletowy iPhone.
– Co to jest?
– Telefon komórkowy. – W głosie pierwszego z funkcjonariuszy dało się usłyszeć nutkę rozbawienia.
Młody detektyw posłał im wściekłe spojrzenie, co spowodowało, że wykonali krok do tyłu.
– Wiem, co to, kurwa, jest! – warknął. – Co to ma wspólnego z Megan?!
Aspirant spojrzał na swojego partnera, który ledwie zauważalnie skinął mu głową. Odetchnął, a potem powiedział:
– Ten telefon należy do dziewczyny, której pan szuka. Do Megan Coldwell, panie Cullen.
Drugi policjant położył coś na jego biurku. Edward spojrzał na przedmiot w folii i zmarszczył brwi. Był to fioletowy iPhone.
– Co to jest?
– Telefon komórkowy. – W głosie pierwszego z funkcjonariuszy dało się usłyszeć nutkę rozbawienia.
Młody detektyw posłał im wściekłe spojrzenie, co spowodowało, że wykonali krok do tyłu.
– Wiem, co to, kurwa, jest! – warknął. – Co to ma wspólnego z Megan?!
Aspirant spojrzał na swojego partnera, który ledwie zauważalnie skinął mu głową. Odetchnął, a potem powiedział:
– Ten telefon należy do dziewczyny, której pan szuka. Do Megan Coldwell, panie Cullen.
____________________________________________________
Witam!
Z rozdziałem uwinęłam się szybko, hm? Postęp, bo to druga notka w tym miesiącu. Chcę wam tym wynagrodzić to, że 3 rozdział nie pojawiał się przez tak długi czas. Jak mam czas, to piszę. Osatnio na zajęciach z prawa pisałam trochę na kartce, przez co pan Grzesiu zwrócił mi uwagę, ale to nic. Pan Grzesiu jest fajny i szkoda, że mam z nim raz w miesiącu no i że inni moi nauczyciele nie są tacy jak on. Nie przynudza na lekcji, o nie. Wszystko da się zapamiętać. Dziś się dowiedziałam na lekcji, że kryminalistę można poznać po twarzy. Kryminalista jest brzydki. Czy to ma oznaczać, że będę kryminalistką?
Dobra, nie ważne. Odsuńmy temat pana Grzesia na bok. Jak wam się podobał rozdział? Miałam z nim nieco trudności, ale mam nadzieję, że wam się spodoba i będziecie z niego zadowoleni.
Dziękuję za wszystkie komentarze, które pojawiły się pod ostatnim rozdziałem. To dla mnie naprawdę wiele znaczy i im więcej komentarzy, tym mam większą ochotę do pisania.
Ps. Dziękuję CM Pattzy za pomoc z muzyką!
Dobra, nie ważne. Odsuńmy temat pana Grzesia na bok. Jak wam się podobał rozdział? Miałam z nim nieco trudności, ale mam nadzieję, że wam się spodoba i będziecie z niego zadowoleni.
Dziękuję za wszystkie komentarze, które pojawiły się pod ostatnim rozdziałem. To dla mnie naprawdę wiele znaczy i im więcej komentarzy, tym mam większą ochotę do pisania.
Ps. Dziękuję CM Pattzy za pomoc z muzyką!
Pozdrawiam,
s.w.e.e.t.n.e.s.s