W naszym życiu
pojawia się nadzieja na lepsze. Krok po kroku zachodzą w nim niewielkie zmiany.
Nasz umysł podsuwa nam różne scenariusze tego, jak może być za kilka dni, a my
zaczynamy marzyć, aby tak właśnie było. Jakaś niewielka część nas przeczuwa, że
ta nadzieja okaże się po jakimś czasie, krótkim czy też nie, płonna.
Poznajemy kogoś.
Początkowo ta osoba nie znaczy dla nas wiele, ale stopniowo się to zmienia.
Zaczyna nam na tej osobie zależeć coraz bardziej, choć nie zawsze musimy być
tego świadomi. Przyłapujemy się na tym, że ciągle o niej myślimy, a nadzieje
ciągle się zwiększają. Spędzacie razem czas, rozumiecie się bez słów. Cieszysz
się, bo macie wiele wspólnych tematów, wiele wspólnych zainteresowań.
Jest cudownie.
Aż tu nagle wszystko
się sypie. To, co było piękne, jest już tylko miłymi wspomnieniami. Z jednej
strony bliskimi, a z drugiej tak bardzo odległymi. Szansa na lepsze przepadła.
Na kolejną, o ile w ogóle się pojawi, będziesz musiał sobie poczekać.
Być może słyszysz
"Zostańmy przyjaciółmi". Tak
naprawdę to najgorsze, co możesz usłyszeć. I to sprawi ci ból, ale da też
nauczkę, aby nie robić sobie przedwcześnie nadziei. Aby na przyszłość być
ostrożniejszym.
I przede wszystkim:
będziesz świadom tego, że piękne są
tylko początki.
~*~
Widząc te wszystkie
domy, nie chciałbyś wejść do żadnego z nich. Wyblakłe i brudne ściany. W
drewnianych domach deski były stare i w niektórych miejscach zaatakowane przez
korniki. Zdarzało się, że w miejscu wybitej szyby był kawałek jakiejś szmaty,
tektury lub kartonu. Firanki w oknach miały już swoje lata i być może kiedyś
były koloru białego. Ich obecny stan pozwalał jedynie na domysły. Często na
domach można było zobaczyć graffiti. Estetyczniejsze lub mniej. W co drugim
budynku przeciekał dach.
Tylko nieliczni się tutaj
zapuszczali. To była okolica biednych lub niebezpiecznych ludzi. Ktoś o
zdrowych zmysłach nigdy by tutaj nie przyszedł.
Więc co w takiej
okolicy robił zielonooki chłopczyk o miedzianych włoskach? Na pierwszy rzut oka
było widać, że jest przerażony. Przytulał do siebie mocno brudną maskotkę,
jakby ktoś mógłby chcieć mu ją wyrwać, i co chwilę wycierał zapłakaną twarz za pomocą
zbyt długiego, podartego i oczywiście brudnego rękawu bluzy. Oglądał się wokół
i słysząc nawet najmniejszy szelest, wzdrygał się ze strachu.
– Mamusiu?! – wołał
zachrypniętym głosem. – Mamusiu! Mamusiu!
Był bardzo głodny, a
nie jadł jeszcze nic tego dnia, z kolei słońce powoli zbliżało się ku
zachodowi. Do szafek nie sięgał, bo był za niski, ale wątpliwe, aby coś w nich
było. W lodówce leżał tylko stary ser.
Krążył tak po ulicach
nie wiadomo jak długo, potrącany przez ludzi. Przez niektórych przypadkowo,
przez innych nie. Kilka razy nawet się przewrócił, zdzierając skórę na
dłoniach, a nawet na twarzy. Wszystko zależało od siły popchnięcia. Jego
spodnie były jeszcze bardziej porwane, a on sam był mocno przemarznięty. Jednak
mamusi nie znalazł.
Droga powrotna zajęła
mu trochę czasu, co tylko spotęgowało jego głód i zmęczenie. Wchodząc do
mieszkania, zauważył na wieszaku kurtkę swojej rodzicielki. Już miał zawołać
"mamusiu!", ale wtedy
usłyszał jej krzyk pełen bólu i szloch, a potem szyderczy śmiech mężczyzny. Już
wiedział, że musi jak najszybciej uciekać, by bronić siebie.
– Edwardzie? – Drgnął
ledwie zauważalnie, czując dotyk na lewym ramieniu. – Stało się coś? Strasznie
zbladłeś.
Spojrzał na Stacy i
jedyne, co wyczytał z jej twarzy, to czysta troska. W końcu się przyjaźnili. To
logiczne, że przyjaciele się o siebie troszczą. Szczególnie gdy jedno z nich
uchyla drzwi i wpuszcza do swojej głowy przykre wspomnienia.
Stacy, chociaż znali
się długo, nie znała przeszłości swojego pracodawcy. Wiedziała jednak, że to
nie jest coś, do czego Edward chętnie by powracał myślami. Domyśliła się tego
po tym, że nie opowiadał o niczym, co się działo, zanim zamieszkał z Cullenami.
Ludzie mają go za bezwzględnego człowieka, który nie ma uczuć, ale ona wie,
jaka jest prawda. To tylko jego maska. Tak naprawdę ten nieziemsko przystojny
mężczyzna wiele w swoim życiu przeszedł i wiele wycierpiał. Nie oceniajmy ludzi
po pozorach, tak samo nie oceniajmy książki po okładce.
– Wszystko w porządku
– powiedział po kilku chwilach, nie ujawniając żadnych emocji. Już dawno
nauczył się ukrywać swoje uczucia.
– Skoro tak mówisz,
to niech będzie, że ci wierzę – mruknęła i znów skierowała swoje spojrzenie na
dom państwa Smith.
Nic dziwnego, że
chłopak, który wychował się w takim domu, w takim środowisku, trafił do
więzienia. Być może Edwarda spotkałby taki sam los, gdyby nie poznał Carlisle'a
Cullena. Miedzianowłosy miał głęboką nadzieję, że ta wizyta da jakiś nowy trop
w sprawie Megan i że już niedługo ją odnajdzie. Inaczej wizyta na starych
śmieciach okaże się bezsensowna i jedyne, co uzyska przez przyjechanie tutaj,
to koszmary senne, a był pewien, że bez nich dziś się nie obędzie.
Weszli po drewnianej
werandzie, która w proteście głośno zaskrzypiała. Zapukał lekko do drzwi. Gdyby
zrobił to mocniej, mogłyby się rozlecieć. Tak jak wszystko w promieniu co
najmniej kilometra.
Otworzyła im młoda i
elegancka kobieta, która w ogóle nie pasowała do tej okolicy. W środku
spodziewali się zastać takie ruiny jak na zewnątrz, lecz spotkało ich kolejne
rozczarowanie. Pomieszczenia były nowoczesne i gustownie urządzone. Przechodząc
przez próg tego domu, miał wrażenie, jakby wkroczył do innego świata.
– Dzień dobry. –
Kobieta obdarowała ich czarującym uśmiechem i gestem ręki pokazała, aby weszli
do środka. – Mąż czeka na was w salonie.
Weszli do
przestronnego pomieszczenia, gdzie można było zauważyć duży przepych. Skórzane
kanapy, drogie obrazy, telewizor mający co najmniej pięćdziesiąt cali. Jednak
to nie przepych i bogactwo spowodowało, że jego mięśnie się napięły, jakby
oczekując na atak. Taką reakcję spowodował mężczyzna siedzący na fotelu ze
szklaneczką zapełnioną złotawym płynem.
Blond włosy związane
w kitkę, brązowe oczy, które patrzyły na niego z wyższością. Ubrany w czarne
spodnie i tego samego koloru koszulę. A na dodatek tak cholernie podobny do
swojego ojca, który nadal ogląda świat przez kraty w więziennych oknach. W
końcu Edward sam mu taki luksus zapewnił. Dużo
powrotów do przeszłości.
Podszedł powoli do
kominka, gdzie stało zdjęcie Davida obejmującego czule Megan.
– Długo państwo ją
znali? – zapytał i odwrócił się w stronę małżeństwa.
– David przyprowadził
ją do domu jakieś... trzy miesiące temu? – Pani Smith złapała męża za rękę i
usiadła na kanapie. – Przychodziła bardzo często i była naprawdę bardzo miłą
dziewczyną. Do tego pomocną. – Kobieta uśmiechnęła się lekko, ale ten uśmiech
szybko znikł. - Nie rozumiem, co mogło się stać. Nie sądzę, żeby miała jakichś
wrogów.
– Ja także nie –
dodał jej mąż i odstawił szklaneczkę na stolik. – Jest tak, jak mówi moja żona.
Megan nie mogła mieć wrogów. Wszyscy ją lubili. A nasz syn ją kochał.
– W porządku,
rozumiem. – Kiwnął głową. Każdy mówi to samo. Dziewczyna bez żadnych wad.
Spojrzał blondynowi w oczy. – A państwa syn? Siedział w więzieniu za pobicie
kolegi. Mieszkacie w niebezpiecznej okolicy. Być może narobił sobie wrogów,
którzy chcąc się na nim odegrać, wykorzystali do tego jego dziewczynę, co? Albo
nawet sam zrobił jej krzywdę?
– Nie! – Mężczyzna
zerwał się gwałtownie z miejsca i podszedł do Edwarda, patrząc na niego wściekle
i zaciskając ręce w pięści, jednak to nie wystraszyło miedzianowłosego ani
trochę. – Nasz syn pobił tego chłopaka, ale to dobry dzieciak!
– Nie nazwałbym go
tak, skoro prawie zabił swojego kolegę, panie Smith. A może państwo wiecie, co
David zrobił Megan, tylko go kryjecie?
– Proszę opuścić mój
dom, zanim komuś stanie się krzywda! – To również nie wzbudziło w Edwardzie ani
odrobiny lęku. Nadal stał spokojnie. Nie wątpił w to, że mężczyzna może być silny
i dobry jeśli chodzi o walkę wręcz. Jednak Edward znał również swoje siły i
możliwości.
W tej chwili
usłyszeli warkot silników i Stacy stanęła przed swoim szefem, pokazując
papiery.
– Przykro mi, panie
Smith. Mamy nakaz przeszukania całej posiadłości. Policja właśnie przyjechała.
~*~
Leżała, nieco
otępiała przez leki przeciwbólowe, i patrzyła się na szpitalne ściany.
Próbowała co chwilę zmusić swój umysł do przypomnienia sobie jakichkolwiek
momentów z życia, ale takie próby powodowały u niej tylko coraz silniejszy ból
głowy. Drzwi, za którymi były jej wspomnienia, zostały zamknięte, a klucz do
nich gdzieś zaginął. Być może kiedyś je otworzy. Może nie od razu na oścież,
ale co jakiś czas trochę, wydobywając z nich powoli fragmenty swojego życia.
Jej myśli zrobiły
nieoczekiwany zwrot i skupiły się na przystojnym mężczyźnie, który był u niej
kilka godzin wcześniej. Zamknęła oczy, przypominając sobie jego wygląd
najlepiej jak potrafiła.
W
końcu zasnęła, śniąc o Edwardzie Cullenie, a szczególnie o jego zielonych
oczach.
Witam! Widzicie, jaka jestem słowna? :) Mówiłam, że rozdział będzie na 11 kwietnia i jest. Ta data wybrana została nie bez powodu. Kończę dziś 18 lat. Wiem, stara już jestem :D Ale o tym już nie gadam :D Mam nadzieję, że rozdział się podobał i nic nie pomieszałam za bardzo :) Jeśli uważacie, że jest do niczego, też piszcie :D Niestety, ale nie wiem kiedy kolejna notka. Szkoła mnie dobija, moja jedna z koleżanek też i ostatnio ciągle mam podły humor. No nic, to już na tyle :)
Proszę o szczere komentarze pod rozdziałem :) One naprawdę potrafią człowieka zmobilizować i poprawić mu humor :D
Pozdrawiam,
s.w.e.e.t.n.e.s.s