środa, 1 października 2014

02. Nie doceniasz tego, co masz

Często przez nie cierpimy. Ufamy ludziom, którzy na to nie zasługują. Powierzamy im swoje najskrytsze tajemnice. A potem tego żałujemy.
To świadomość, że ktoś może cię skrzywdzić jednym czynem, ale masz pewność, że tego nie zrobi.
Zaufanie można zdobyć tylko raz. Jeśli je stracisz, nigdy go już nie odzyskasz. Może w małej części. Zraniona osoba nigdy nie zapomni krzywd, jakie jej się wyrządziło. Zawsze pozostanie ślad.
~*~
Dopiero gdy koła samolotu odbiły się od pasa startowego, mógł odetchnąć z ulgą. Ucieczka nie była dobrym wyjściem, ale jeśli chciał przeżyć, nie miał innego wyboru. Jak mógł być aż taki głupi? Nigdy nie popełnił żadnego błędu. Do czasu. Nie był już pewien czy ją zabił czy nie. Jasne, celował w głowę i widział jak upada. Jednak co jeśli jakimś cudem tej małej się poszczęściło?
Wziął głęboki wdech. Teraz nie miał zamiaru się tym martwić. Zacznie nowe życie, jako nowa osoba. Nie nazywał się już Eric Mercer lecz David Horne. Na dnie jego torby turystycznej leżały lewe papiery, dające mu przepustkę do wolności.
Przesunął długimi palcami po miejscu, gdzie jeszcze wczoraj była krótka broda. Nie tyle zmienił dane, co również wygląd. Niegdyś jasne blond włosy stały się brązowe, a kolor oczu z niebieskiego zmienił się na zielony, co zawdzięczał soczewkom.
Znowu wrócił myślami do przerażonej brunetki. Nigdy nie miał w zwyczaju pytać. Po prostu wykonywał swoje zadania, otrzymywał pieniądze. Za zabicie dziewczyny dostał przeszło dwadzieścia tysięcy, które również znajdowały się w torbie. Nie wiedział nawet kim był zleceniodawca. Komunikował się z nim tylko przez telefon. A skoro dostał swoją dolę, musiał wykonać zadanie. Zero pytań. Tak było najlepiej. Wiedział tylko, że jego zleceniodawca był groźnym i niebezpiecznym człowiekiem, który nie lubił sobie brudzić rąk.
Eric, a może raczej David, miał na swoim koncie wiele zabójstw. Jednak był tak dobry w swoim fachu, że nigdy go nie złapano. Nie zostawiał po sobie śladów. Strzelał z ukrycia, pistolet był wyposażony w tłumik. 
A co jeśli popełnił jeszcze jakiś błąd? 
Starzeje się. 
Musi przestać zabijać. 
Zanim zrobi jeszcze więcej błędów.
~*~
Wizyta w szkole nie za wiele mu pomogła. Każdy mówił to samo. Megan była dobrą przyjaciółką, przykładną uczennicą, nie sprawiała kłopotów. Tym tropem do niczego nie dojdzie. Próbował namierzyć jej telefon, ale ten okazał się być wyłączony. Od dnia zniknięcia dziewczyny nie zostały wykonane z niego żadne wiadomości ani połączenia. Ślepa uliczka.
Albo ktoś kłamie. To było bardzo prawdopodobne. Być może któraś z koleżanek ją kryła. Może Megan nie była taka święta, jak wszyscy mówią?
Nie oszukujmy samych siebie. Żaden nastolatek nie jest święty. Każdy przechodzi tak zwany okres buntu. Lubi się stawiać, robić wszystkim na przekór. I co? Nagle znajduje się taka jedna Megan Coldwell, na którą nie można powiedzieć ani jednego złego słowa?
Alkohol? "Nie, nie. Megan nie piła. Uprzedzając pana kolejne pytania, nie paliła papierosów, ani nie brała żadnych używek". Święty dzieciak.
Jednak czy święte dzieci wymykają się w środku nocy z domu i przepadają bez słowa? Nie.
Zdecydowanie ktoś go okłamuje. A on musiał dowiedzieć się kto.
Poczuł ciągnięcie za rękę. Spojrzał w dół, a jego przystojną twarz ozdobił szeroki uśmiech. Schylił się i wziął synka na ręce.
 Znóf censto cie nie będzie?  zapytał, łapiąc ojca za włosy, za które często go ciągnął.
 Postaram się wracać zanim pójdziesz spać, kochanie.  Pocałował synka w policzek. Nie lubił go zostawiać na tak długo. Tęsknił za nim, ale taka była jego praca. Musiał spełniać swoje obowiązki. Wypełniać obietnice złożone ludziom, którzy mu zaufali.
Edward nie był człowiekiem, który umie łatwo zaufać. Pewnie dlatego, że nie miał lekko i wiele razy dostał od życia w kość. Jednak to nie oznacza, że umiejętność zaufania była mu obca. Ufał po prostu odpowiednim osobom. Rodzicom, przyjaciołom. Tym, których znał wystarczająco długo.
Dziś miała przyjechać Esme, jego przybrana matka. Mały Ian uwielbiał swoją babcię, a Edward nie chciał zostawiać go z żadną opiekunką. Po co Ian miał przebywać w towarzystwie obcej osoby, skoro mógł pobyć ze swoją babcią?
Obiecał sobie, że gdy tylko rozwiąże sprawę Megan i resztę spraw, które dla niego są drobnostkami, weźmie dwutygodniowy urlop i wyjedzie gdzieś z synkiem na wakacje. To mały chłopiec, powinien mieć szczęśliwe dzieciństwo by po latach chcieć wracać do niego wspomnieniami, w przeciwieństwie do swojego ojca.
Edward nie lubił myśleć o czasach, kiedy był dzieckiem. Zazwyczaj po tym miał koszmary. Widział rzeczy, których nie powinien. I które nadal męczyły go w snach. Miał dwadzieścia sześć lat. Czy nie powinien był już wyrosnąć z nocnych koszmarów?
Z tego się chyba nigdy nie wyrasta.
Znowu zaczął odczuwać ból w prawym kolanie. Wrócił wspomnieniami do tamtego feralnego dnia, kiedy został kontuzjowany. Miał siedemnaście lat i marzył o karierze koszykarskiej. Był dobry, a nawet bardzo dobry w tym, co robił. Dostawał wiele propozycji ze szkół sportowych. Każdego dnia ćwiczył odbijanie i trafianie do kosza. Do ściany garażu miał przymocowaną poręcz, którą kupił mu Carlisle, w prezencie. Jego piłka była ozdobiona autografami sławnych koszykarzy. Wraz z doktorem chodzili na prawie wszystkie mecze Boston Celtics.
Jednak podczas rozgrywania jednego ze szkolnych meczów, zawodnik z przeciwnej drużyny, wpadł z impetem na Edwarda, chcąc oderwać mu piłkę. Jego kolano ucierpiało, oderwała się rzepka. Przechodził rehabilitacje, przez jakiś czas chodził o kulach, ale z karierą koszykarza mógł się pożegnać. Cierpiał z tego powodu, ale krył to w sobie. Jak wszystkie inne problemy.
Nie lubił pokazywać swoich słabości, nie potrzebował litości. Potrafił ze wszystkim poradzić sobie sam. Miał przecież dwadzieścia sześć lat.
 Tata, a pójdziemy na lody?  Usłyszał cichy głos, który wyrwał go z rozmyślań. Spojrzał na swój największy skarb, unosząc lekko brwi.
 A obiad to już jadłeś?  Połaskotał go w nosek.
 Cy zawse muse jeść obiad?  Wydął zabawnie wargi, co wywołało śmiech u miedzianowłosego.
– Zawsze skarbie, abyś później miał tyle siły co ja.  Pocałował go w czółko.  Ale pójdziemy na lody przed obiadem, raz możemy zrobić wyjątek od reguły.  Podrzucił lekko chłopca.
 Ciekawe cy ty zawse jadłeś obiad psed deserem. – Pocałował ojca w policzek.
Na to nie odpowiedział. Rzadko kiedy mógł zjeść normalny obiad, a nie wspominajmy już o deserze. Nigdy nie miał tortu na swoje urodziny, nie dostawał prezentów. Po prostu jego biologiczna matka nie miała na to pieniędzy. Większość jej wypłaty szła na lekarstwa, bo kobieta była chora. Druga część na jedzenie, a niestety pieniędzy dużo nie było.
Miał sześć lat, gdy Elizabeth Mason zmarła. Czuwał przy jej zwłokach przez kilka godzin, następnie wyszedł z mieszkania, które wynajmowali i już nigdy tam nie wrócił.
~*~
Co chwila odzyskiwała przytomność. Ale jedyne co czuła to ból. Nie mogła się poruszać. Jej kończyny były zdrętwiałe od zimna, płuca obolałe od kaszlu. Była świadoma tego, co ją niedługo spotka. Umrze. Jej zgon nastąpi między kontenerami na śmieci, w brudnym zaułku. Ile ona tu już była? Nie wiedziała. Co się stanie z jej ciałem? Może ktoś ją odnajdzie: na pewno już martwą. Albo jej ciało zgnije, zacznie się rozkładać, cuchnąć. Nie wiedziała kim jest.
Ciągle jeździły samochody. Słyszała warkot silników, trąbienie klaksonów, krzyki rozzłoszczonych kierowców. Chciała wyjść z tego zaułka, ale nie mogła. Nie miała wystarczająco dużo sił, a co więcej, prawdopodobnie skręciła kostkę u prawej nogi. Ciągle ją bolała i puchła. Krzyknąć "pomocy" też nie mogła. Po pierwsze: miała tak podrażnione gardło, że nie mogła nic mówić. A po drugie: kto by ją usłyszał w tym ulicznym chaosie?
Zobaczyła burego kota. Patrzył się na nią. Zeskoczył z kontenera i jak to kot, wylądował na czterech łapach, a potem podszedł do niej. Wykorzystując prawie wszystkie siły, wyciągnęła rękę i podrapała kota za uchem, spodziewając się, że ucieknie. Nic z tych rzeczy. Zwierzak zaczął mruczeć i ocierać się o jej dłoń. Uśmiechnęła się smutno. Przynajmniej teraz nie będzie sama.
Wszystkie dźwięki zaczęły się zlewać w jeden szum. Patrzyła, jak kot układa się wygodnie na jej kolanach, co chwile wbijając swoje pazury w spodnie.
Oparła głowę na ramieniu, zamknęła oczy i zasnęła.
____________________________________________
Dzień dobry!
Zdaję sobie sprawę, że notka nie pojawiła się przez długi okres czasu, bo przez miesiąc. Niestety, notki tak będą się pojawiały. Wybaczcie też, że jest tak krótka. Nie wiedziałam co jeszcze mogę dopisać w tym rozdziale, a nie chcę zdradzać wszystkiego na raz. Chyba źle mi nie wyszedł, co? Ale opinię oczywiście pozostawiam wam: jak zawsze.
Dziękuję za komentarze pod ostatnią notką.
Dobra, notkę dodaję, idę się teraz uczyć na sprawdzian z polskiego, który mam jutro. Ech.
Postaram się, aby kolejny rozdział był dłuższy.
A Kinga mi grozi, że jak odejdę z blogspota, ona zrobi to samo.

Pozdrawiam,
s.w.e.e.t.n.e.s.s